wtorek, 25 lutego 2020

Na jutro zamówiłam drabinę, to znak, że zbliża się wielkie sprzątanie przed pakowaniem. Przyczepę zostawiamy w przechowalni na kempingu, więc by całkiem nie obrosła brudem trzeba ją wyszorować. Plan na jutro - ja idę na pływanie, potem na hiszpański,  Zenek -mycie dachu i miejmy nadzieję, że żadne zapiaszczone wiatry znad Sahary nam nie powieją, bo praca pójdzie na marne. W tym roku zastosujemy metodę podpatrzoną w Bolnuevo: coś tam umyć, a potem siesta z kieliszkiem wina. I tak przez 2-3 tygodnie.

A póki co, to pogoda nam się bardzo poprawiła, dziś była ostatnia chłodna noc, a w ciągu dnia jest powyżej 20 stopni w cieniu, a w słońcu to regularne upały.
Dziś na obiad były placki ziemniaczane - pychota, a na deser  koktajl z truskawek, mandarynek, banana i jogurtu, też pychotka.

poniedziałek, 17 lutego 2020

Karnawał

Hiszpanie bardzo lubią fiesty, więc karnawał jest świetną okazją do przygotowania wspólnego świętowania. Wczoraj w Torrevieja była karnawałowa parada. Odbywa się o tak - grupy sąsiadów, szkoły tańca, ludzie z dzielnicy skrzykują się, przygotowują choreografię i ruszają tanecznym krokiem na ulice miasta, by cieszyć oko widzów i tych leniwców, którym się nie chce. W sumie było to prawie 3 godziny pochodu - aż nas nogi bolały od stania i przytupywania w rytm muzyki. Rozmachu jak w Rio de Janeiro nie było, ale i tak było fajnie, bo u nas "w tem temacie" to totalna posucha.
Zapraszam do pooglądania zdjęć - część jest moich, to te gorszej jakości, a część podkradłam z sieci z portalu diarioinformacion.com.
Na początek szła urocza grupa tęczowych dzieci
a za nimi kościotrupy i zombiaki (mam wrażenie, że u nas obie grupy zostały by potępione)
Potem też było kolorowo - i jak widać na zdjęciach były dzieciaczki, mamusie i nawet babcie. Maludy z wielkim przejęciem usiłowały tańczyć układ i od razu widać było przyszłe tancerki.
Pojawiły się też pierwsze platformy
Było stadko różowych flamingów, a flamingowa królowa spoglądała na nich z wysokości
A potem był humorystyczny akcent - nazwałam go grupą rekonstrukcyjną i była to jedyna grupa złożona z samych facetów, mimo widocznych na zdjęciu strojów.
Chłopaki z pepeszami co chwilę składały się do strzelania, a ich koledzy z bębnami perfekcyjnie imitowali strzały - aż dziw, że policja nie przyjechała.
Następnie była grupa piracka, torreadorzy i cyganki
i następni w fantazyjnych strojach 
Grupa indyków była bardzo liczna i zróżnicowana wiekowo - widać, że tańczyć można od kołyski niemalże aż do późnej starości.
A później pokazała się grupa tancerzy inspirowanych filmem Avatar - kto oglądał, to wie. I ta grupa mi się podobała najbardziej.
Były jeszcze skąpo ubrane tancerki cieszące oko panów, był akcent egipski i coś na kształt afrykańskich tancerek, a cały pochód zamykała platforma.
A teraz kilka zdjęć profesjonalisty - sprzęt miał o niebo lepszy od mojej komórki (niestety mój aparat zbiesił mi się na początku pochodu i wszystkie zdjęcia są robione komórką) i możliwość wmieszania się w tłum tancerzy.
I na pożegnanie plaża w Torrevieja nocą

sobota, 15 lutego 2020

Canelobre

Wczoraj pojechaliśmy sobie na wycieczkę do Cuevas de Canelobre czyli do Jaskini Świecznikowej (canelobre - kandelabr czyli świecznik po naszemu).
Jaskinia znajduje się na zboczu góry Cabezon de Oro (Góry Betyckie, okres jurajski),
ale góra nie ma nic wspólnego ze złotem (hiszp. oro - złoto), tylko jest błędnym tłumaczeniem arabskiego Ur - oznaczającego wodę. Jaskinię bowiem odkryli Arabowie w 8 wieku i była ona zalana wodą. Góra jest ciekawa, bo z dziurką jak od strzału armatniego - ale jest to otwór naturalny.
Jaskinia jest stara, ma około 140 milionów lat i geologowie mówią, że wcale nie jest ukończona - stalagmity w dalszym ciągu przyrastają w tempie 1 cm na 100 lat. Nie można było robić zdjęć, więc zobaczycie tylko te podkradzione z sieci, ale na koniec dostaliśmy płytę cd z nagranym filmikiem z głównymi jaskiniowymi atrakcjami.
Jak zwiedzaliśmy to oświetlenie nie było aż tak spektakularne, ale i tak warto było.
Na zdjęciu powyżej jest formacja zwana Sagrada Familia i faktycznie wygląda niesamowicie.
Zeszliśmy aż na sam dół jaskini, jakieś 70 metrów, podziwiając po drodze stalaktyty i stalagmity, a największy stalagmit ma 25 metrów wysokości.
W czasie wojny domowej w jaskini był warsztat naprawy silników samolotowych, a turystom do zwiedzania udostępniono jaskinię dopiero pod koniec XX wieku. Obecnie organizuje się tam koncerty muzyczne i ponoć jest tam bardzo dobra akustyka.
Podziwialiśmy też widoki mimo iż widoczność nie była zbyt dobra, ale morze udało się wypatrzyć (jakieś 20 km)

czwartek, 6 lutego 2020

Bodega Bocopa

We wtorek mieliśmy najcieplejszy dzień w całej Hiszpanii - oficjalnie 27,3 stopnia w cieniu, ale w środę było 10 stopni mniej i pełne zachmurzenie. W ogóle to nam nie przeszkadzało, bo był to dobry dzień na wycieczkę do winiarni i teoria mówi, że w upały wino rozleniwia człowieka, a gdy jest chłodno, to rozgrzewa. No więc rozgrzewaliśmy się!
Na początek był sklep
potem oglądaliśmy filmik reklamowy, z którego dowiedzieliśmy się, że:
- Bocopa jest największą grupą producencką w prowincji Alicante
- uprawy zajmują 2,5 tysiąca hektarów
- jest 6 oddziałów i razem rocznie produkują 6 milionów litrów wina
- używają różnych szczepów winogron, jak Moscatel de Alejandria, Monastrell, Syriah, Chardonnay.
- najsłynniejsze wino z tej winiarni to Marina Alta, białe wytrawne i tych sprzedają najwięcej na całym świecie.
Potem ruszyliśmy na obszar produkcji i od razu w rozlewni przywitała nas ściana wina - tu chyba zgromadzono wszystkie rodzaje win jakie były do tej pory wyprodukowane.
Następnie przeszliśmy do hali z wielkimi kadziami fermentacyjnymi i z początku byłam trochę rozczarowana, że jest ich tak mało - coś około 20-25.
Ale jak się potem okazało, że jedna taka kolumna zawiera 
to i tak będzie ponad milion litrów na ten zakład.
Po takiej wstępnej fermentacji sprawdzana jest jakość otrzymanego produktu i podejmowana jest decyzja co dalej. Wybitne i dobre są przelewane do dębowych beczek, a te pośledniejsze od razu butelkowane i sprzedawane jako "młode" wina do konsumentów.
Beczki wykorzystuje się 6 razy, a potem są sprzedawane jako dekoracja do różnych sklepów, barów czy hoteli. Dawniej były niszczone, a teraz i na pustych beczkach można zrobić biznes.
Proces dojrzewania w beczkach też jest ściśle kontrolowany, a na końcu rozlewa się wino do butelek i te najlepsze dalej sobie dojrzewają
A potem była najsmaczniejsza część wycieczki - degustacja. Spróbowaliśmy wina białe Marinę Altę i Laudum Chardonnay - lepsza była Marina. Z czerwonych było Laudum Roble i Laudum Gran Reserva - i oczywiście to drugie skradło nasze serca
a na koniec uraczono nas winem bąbelkowym (spumante) - były wytrawne (brut), półsłodkie (semiseco) i słodkie (dulce). Było też jedno bezalkoholowe, ale nikt się nie skusił.
Na lunch poszliśmy do pobliskiej restauracji, gdzie do obiadu serwowano wina z Bocopy w ilościach nieograniczonych, więc każdy, kto wcześniej za mało popróbował mógł uzupełnić poziom wina we krwi.
Z tego powodu powrót na kemping był bardzo wesoły ze śpiewami włącznie.