Wczoraj ruszyliśmy do Sanremo i najtrudniej było dostać się do autostrady. My na dole, autostrada na górze, deszcz chwilami ulewny, a droga kręta, wąska i czasami było naprawdę hard core'owo. Dobrze, że nasz kamperek wąski i w uliczkach o szerokości 2,30 mieścił się bez składania lusterek. W jednym miejscu Włoch w ładnym Land Rover'ze musiał się cofać (w końcu byliśmy więksi od niego) i chyba nie był za dobrym kierowcą, bo przywalił tyłkiem w mur. Po przyjeździe na kamping spotkała nas niemiła niespodzianka. Okazało się, że aby się dostać na kamping trzeba mieć wcześniejszą rezerwację (jeśli chce się korzystać z karty CC). Bez rezerwacji zaproponowano nam horendalnie drogie miejsce (35 eu za noc), które było wybrukowane kamieniami i szerość miało nie większą niż te wąskie włoskie uliczki. Nie byłoby nawet miejsca by ustawić krzesełko!!!! No to sobie pojechaliśmy sobie dalej i wylądowaliśmy w Imperii.
Dziś wrócila ładna pogoda i ruszyliśmy na spacer do miasteczka. Dobrze, że poszliśmy pieszo, bo miasteczko na górce i najwięcej było schodów i przejść zaukami.
To ogólna panorama:
A to zdjęcia ze środka miasteczka
Po niektórych z tych uliczek czasem jeżdżą samochody - wiadomo dlaczego Włosi lubią małe fiaciki!
Czasem na ścianach można spotkać kapliczki
Katedra była zamknieta na głucho, więc tylko zdjęcie z zewnątrz.
A potem jeszcze odwiedziliśmy marinę i Zenek próbował sobie przypomnieć, który z tych wypasionych jachtów należy do niego, ale cóż, sklerozę ma molto grande i dalej musimy jeździć kamperkim drogowym, a nie wodnym.
I jeszcze rzut oka na plażę - całkiem pustą, bo turystów prawie brak.
Jutro jedziemy dalej w kierunku Genui.