środa, 29 marca 2017

Cała mierzeja jest dość intensywnie zabudowana. Większość domów jest nowa, zarówno wysokie apartamentowce jak i małe domki. Co kto lubi!
Z tych wysokich fajnie wyglądają współczesne "wieże obronne" o tej porze całkowicie puste.
Mniejsze domy stojące tuż przy plaży często mają baseny w ogródkach
A wszędzie widać wielkie sprzątanie i malowanie. Nawet plaże są systematycznie równane i grabione. Tu widać urządzenie przesiewowe do zbierania kamieni
W miejscach bardziej wąskich, droga biegła tuż nad wodą,
a tu złożyłam dwa zdjęcia w jedno, bo w kilku miejscach widać było jednocześnie oba morza, a aparat nie jest niestety szerokokątny.
I jeszcze zdjęcie kopulastego beach club'u - też  był nieczynny i trwały w nim prace remontowe.
Jutro, a może pojutrze chcemy się wybrać do Kartageny, ale pojedziemy miejscowym transportem.
A na koniec trochę przyrody z cywilizacja na horyzoncie.

wtorek, 28 marca 2017

W końcu udało nam się zorganizować wyprawę na koniec mierzei oddzielającej Morze Śródziemne od Morza Mniejszego. Całe 52 km tam i z powrotem. Rowerki sprawdziły się doskonale, a baterie to chyba mają jeszcze z 10 km zapasu.
Wystartowaliśmy z kempingu (punkt na dole zdjęcia) i dojechaliśmy tam gdzie strzałka. Trasa była bardzo bezpieczna, bo praktycznie cały czas jechaliśmy po ścieżkach rowerowych. Co kilometr są postawione deski informacyjne, to fajnie się jechało.
Na końcu jest obszar nazwany Veneziola, bo jest tam kilka wysepek i kanałów. Ale z prawdziwą Wenecją nie ma dużo wspólnego. Na zdjęciu z sieci widać go bardzo ładnie.
A w kółeczku zaznaczyłam most Puente de la Risa wybudowany niedawno i wzorowany na mostkach weneckich.
A to widoki z mostu na prawo i na lewo
Końcówka mierzei jest na pewno bardzo wietrzna, więc co kawałek widać pozostałości po młynach - dziś zaniedbane, bo już nikomu niepotrzebne
Przejeżdżaliśmy jeszcze przez most zwodzony. Akurat dwa jachty chciały przepłynąć pod nim, więc załapaliśmy się na moment podnoszenia.
a tu jachcik wpływa do Mar Menor
Za mostem na prawo była wielka marina, ale już nie chciało nam się jechać.
Reszta relacji będzie jutro, bo Zenek mnie goni do robienia kolacji.

poniedziałek, 27 marca 2017

Czas nam upływa tu głównie na dolce far niente. Jeździmy rowerkami, robimy zakupy, gotujemy obiad, potem zmywamy, chodzimy na krótkie spacerki, oglądamy wiadomości z ojczyzny, solidaryzując się z normalną większością, Zenek rozwiązuje krzyżówki, ja czytam albo szukam inspiracji do remontu, który nas czeka po przyjeździe. Ostatnio mamy dużo słońca, więc i poopalać się można. Wiatry pozwalają Jarkowi śmigać na desce, więc korzysta ile może.
A wieczorkiem, gdy wiatr ucichnie, zatoka wygląda tak
Latarnia w Cabo de Palos działa, i pod wieczór widać migające światełko.
Po hiszpańsku latania morska to "faro". Ta jest duża - ma 81 metrów, była zbudowana 152 lata temu i oprócz dwóch błysków co 10 sekund,  w czasie mgły również buczy. Błyski są widoczne na 23 mile morskie.  Okazuje się, że syreny mgielne są różne dla różnych latarni - wg alfabetu Morse'a ta ma literkę "P" (krótki, dwa długie i krótki) co 40 sekund. Pewnie w dobie wszechobecnej satelitarnej nawigacji te sygnały we mgle mają małe znaczenie, ale zawsze może się coś zepsuć w elektronice statku, więc latarnie działają tak jak sprzed elektronicznej ery.

sobota, 25 marca 2017

Mam prawie tygodniową zaległość w pisaniu, ale ostatnio byliśmy trochę uziemieni. Złapałam jakieś paskudne zapalenie pęcherza, więc musiałam się wykurować. Jedyne wycieczki to były do kibelka, bo wg zaleceń Doktora Google trzeba było dużo pić. No więc piłam, piłam i piłam - niestety wodę, a nie wino! Specyfik wspomagający leczenie zrobiony z żurawiny kosztował w w aptece ponad 15 euro i tylko taki można było kupić, bo inne to na receptę. Dziś już wszystko jest w porządku.
Pojechaliśmy do sklepu na uzupełnienie zaopatrzenia i tak powstał jutrzejszy obiad - przepyszne leczo z papryki, cukinii, cebulki, pomidorów, pieczarek, mięsa i kiełbaski.
Warzywa tutaj są przepyszne - papryka słodziutka, kalafiory bardzo tanie i zielona fasolka w miarę tania. Jedynie nie widziałam w sklepach pietruszki korzeniowej, ale za to jest pasternak, bardzo podobny do pietruszki. Cena kilograma ziemniaków pewnie by rodaków zszokowała (od 1 euro w górę, w zależności od gatunku), ale przy takim bogactwie innych jarzynek ziemniaki jadamy w maleńkich ilościach.

niedziela, 19 marca 2017

A dziś niedziela, więc poświętowaliśmy w tradycyjny sposób polskich rodzin - na zakupach. W materiałach otrzymanych w recepcji wyczytałam, że w Cabo de Palos jest cotygodniowy targ - z hiszpańska zwany mercadillos - to sobie zrobiliśmy wycieczkę rowerową. Na targu można było w zasadzie kupić wszystko, od ciuchów, butów, torebek, biżuterii "made in china" po dywany, firany, patelnie i inne agd. Było też stoisko z tradycyjnymi sukienkami dla małych księżniczek
i stragany ze stosami pomarańczy
Pochodziliśmy sobie, pooglądaliśmy, a z zakupów to był tylko pieczony kurczak na obiad, dwa dorodne kalafiory i pasek do spodni dla Zenka. Pan sprzedawca dorobił mu nawet dodatkowe dziurki specjalnym dziurkaczem i jeszcze dołożył dodatkową szlufkę.
Pomarańcze przerabiamy na sok. Przed wyjazdem kupiliśmy sobie elektryczną maszynkę do wyciskania cytrusów i z 5 pomarańczy można wycisnąć 2 szklanki pysznego soku.
Tak, że na obiadek był dziś kalafior, pieczony kurczak i sok pomarańczowy.

sobota, 18 marca 2017

Wróciła nam ładna pogoda. Nie wieje i mamy bezchmurne niebo, tak więc znów można chodzić z gołymi nogami i w krótkim rękawku. Pojechaliśmy dziś do sąsiedniego miasteczka Mar de Cristal. Nie było nic ze staroci do zwiedzania w miasteczku, bo to typowy wakacyjny twór o tej porze prawie całkowicie wyludniony.  Jest tu trochę pojedynczych domów, całe uliczki apartamentów i hotelików i ładnie utrzymana marina.
Plaża ciągnie się przez całe miasteczko, tak jak i deptak z palmami, po którym teraz można bezkarnie pojeździć rowerami. W palmach buszowały stada zielonych papużek i bardzo trudno było je wypatrzeć, za to słychać było je już z daleka. Jedną udało mi się sfotografować.
Jest też zdjęcie Zenka z konikiem morskim.
Okazuje się, że kilka gatunków pławikoników żyje w Morzu Śródziemnym, a ten okaz ma chyba przedstawiać pławikonika sargassowego. Pewnie żyją też w Mar Menor, bo to dla nich świetne miejsce, niegłębokie i ciepłe.
Jarek wreszcie dziś pojechał motorkiem z Lucyną na zakupy.
Wcześniej się nie dało, bo po jednej z jazd próbnych złapał gumę i musiał kleić dętkę w kilku miejscach. Dobrze, że są mapy google z zaznaczonymi na nich sklepami, to i znalezienie sklepu z nowymi dętkami jest dziecinnie proste.

środa, 15 marca 2017

Wczoraj wiało i było pochmurnie, a dziś dalej wieje i świeci słońce. Co prawda jest trochę chmur, ale są to cumulusy i z nich deszczu nie będzie. Pojechaliśmy nad wodę pooglądać wzburzone morze i okazało się, że są amatorzy surfowania - zarówno na desce jak i na latawcu.
A nad samą wodą wiatr jest trzy razy silniejszy niż na naszej parceli. Palmy na plaży wyglądają tak
Jarek stwierdził, że walczyć z naturą nie będzie, bo to żadna przyjemność i czeka, aż morze znów będzie gładkie.
Jutro ponoć wiatr ma być o połowę słabszy, więc się pewnie wybierzemy do miasteczka na zakupy. Trzeba kupić na obiad jakąś dobrą rybkę - w końcu jesteśmy nad morzem.

poniedziałek, 13 marca 2017

Ciepełko, które tu było posłaliśmy Wam do Polski, a u nas dziś było kilka chwil grozy. Rano rozpadał się deszcz,
potem zaczęło błyskać i grzmieć i ulewa zrobiła się tak intensywna, że zostaliśmy zalani, bo akurat przedsionek jest w lekkim obniżeniu.
Najgorszy ze wszystkiego był silny i porywisty wiatr - portale meteo podają, że wiało ok 66 km/h, ale porywy pewnie były silniejsze. Z niepokojem patrzyliśmy, czy nam przedsionek nie odfrunie. I dzięki opatrzności nie odfrunął, a ponieważ jutro i pojutrze też ma wiać, więc Zenek dodał dwa następne zabezpieczenia i wygląda to tak:
Za to wiatr zwiał panele słoneczne, które produkowały ciepłą wodę w okolicznym bloku sanitarnym.
Teraz wypogodziło się, bo jesteśmy w "oku cyklonu"- mniej więcej tu, gdzie strzałka pokazuje,
ale nie mamy złudzeń - jak dojdą te chmury znad Afryki, to znów będzie deszczowo i wietrznie. Dobrze, że temperatury są w miarę przyzwoite - teraz mamy 15 stopni.
Bardziej soneczne zdjęcia będą za kilka dni, jak front burzowy popłynie do Was.

piątek, 10 marca 2017

Pogoda w dalszym ciągu jest prawdziwie letnia. Dziś mieliśmy 28 stopni (w cieniu) i żadnej chmurki na niebie.
Jarek spakował deskę do surfowania na wózek i pomaszerował nad wodę, by uroczyście rozpocząć sezon.
Zatoka jest bardzo płytka, więc musiał pokonać jakieś 150 metrów zanim mógł stanąć na desce
A my świętowaliśmy wybór Tuska na drugą kadencję i cieszyliśmy się słoneczkiem. Wczoraj była wyprawa rowerowa na zakupy (ok 6 km w jedną stronę), więc dziś nic nas nie zmuszało do dalszych podróży.

środa, 8 marca 2017

Co by tu Wam napisać, by Was nie zdenerwować...
To może na początek życzenia dla wszystkich Pań z okazji ich święta od Zenka i Jarka  (zdjęcia z kwiatami nie będzie, bo jeden z panów się zbiesił i nie chciał pozować).
A wszyscy życzymy Wam pogody takiej jak tu:
Tak, tak, dobrze widzicie - ten pan na rowerze to Zenek
Rozbiliśmy obóz nad Mniejszym Morzem w La Mandze i mamy zamiar przez najbliższe tygodnie nic nie robić, no nie licząc spacerów i jeżdżenia rowerami po okolicy.
Jarek rozładował dziś swoją przyczepkę i wyciągnął motorek. Jazdy próbnej nie zobaczyliśmy, bo wcześniej niestety wypił piwo.

poniedziałek, 6 marca 2017

Dziś był prawdziwie letni dzień, wietrzny ale cieplutki. Teraz są 22 stopnie, a słoneczko grzeje jak w lecie. Pojechaliśmy sobie dziś na wycieczkę rowerową promenadą nad morzem.
Odwiedziliśmy też park w środku miasta
I pogadaliśmy sobie z rybami pływającymi w parkowych stawkach i strumykach- niektóre z tych karpi to miały chyba z metr długości.
I jeśli ktoś myśli, że ryby głosu nie mają, to proszę: na początku było "ooo" a potem to już tylko "eee".
Jutro ruszamy dalej. Będziemy w La Mandze, nad zatoką dopingować Jarka w nauce kitesurfingu.

piątek, 3 marca 2017

Wczoraj dojechaliśmy do miasteczka Oropesa i zainstalowaliśmy się na znajomym kempingu Didota nad samym brzegiem morza. Kamping jest prawie cały zajęty, pełno Niemców, Anglików, Duńczyków i oczywiście Holendrów. Z Polaków to tylko my.
Wieczorem poszliśmy na krótki spacerek - tzn. pies  wyprowadził Jarków, a ja zabrałam się na przyczepkę.
Dziś pogoda nie jest tak ładna jak wczoraj, ale wreszcie jest ciepło - 20 stopni. W planie była dziś wycieczka rowerowa, ale po pokonaniu 2,5 tysiąca kilometrów w 5 dni jakoś nikt nie ma ochoty na jakąkolwiek jazdę. Może jutro, jeśli nie będzie padać.