sobota, 27 września 2014

W czwartek wieczorem dojechał do nas Jarek z Lucyną i od razu zrobiło się weselej.
Jarek w piątek wypróbował wiatry wiejące nad zatoką i nawet udało mu się pośmigać po falach.
Dziś na niebie nie ma żadnej chmurki, temperatura 26 stopni w cieniu, woda bardzo ciepła - wiem, bo poszłam popływać. A po zatoce pływają żaglówki - chyba były jakieś regaty na zakończenie kalendarzowego lata, bo sezon to tu chyba tak szybko się nie kończy!
Plażę mamy piaszczystą, tak jak nad naszym morzem i bardzo łagodny brzeg - po 30 metrach woda sięga do pasa.


wtorek, 23 września 2014

Nareszcie skończyła się duszna pogoda, ostatnie dni były bardzo gorące i totalnie bez wiatru. Dziś powiała ożywcza bryza, więc ruszyliśmy na wycieczki rowerowe po okolicy Punta Ala.
Na plaży jest jeszcze trochę emerytów lub młodych ludzi z małymi dziećmi, woda jest dość ciepła to niektórzy się kąpią.
A to willa na wzgórzu z taaaaakim widokiem na wszystkie strony.
Na koniec jeszcze dwa zdjęcia zrobione przy wyjeździe z Orvieto - widać tufy, na których stoi stare miasto.

poniedziałek, 22 września 2014

W sobotę zwiedzaliśmy Orvieto - miasto położone na wzgórzu wulkanicznym, a w zasadzie dwa miasta, bo jedno na powierzchni, a drugie pod ziemią. To nad ziemią ma wspaniałą katedrę - zbudowaną w paski, które sa widoczne również wewnątrz.
Fasada ma wszystkie ceche pięknej katedry: wspaniałe mozaiki
przepiękną rozetę ozdobioną dookoła rzeźbami
wspaniałe zdobienia portali i rzeźby umieszczone nad drzwiami
Ciekawe też są okna - z zewnątrz wyglądają jakby część witraży została zamurowana, ale ze środka widać, że w okna są wprawione cieńkie płyty alabastru, które w środku dają łagodne żółte światło.
Samo miasto też jest urokliwe i pełne wąskich uliczek i placów. Domy są przeważnie zbudowane z wulkanicznych tufów, ale o tym będzie za chwilę.
Pod ziemią było znacznie przyjemniej, głównie ze względu na temperatury - na górze 30 stopni, pod ziemią 17. Tak wygląda mapa podziemnego Orvieto.
 Na dziś mają zarchiwizowane 440 podziemnych jaskiń - to te czerwone zaznaczenia - ale jeszcze prawie 800 czeka na ponowne odkrycie.
Te podziemne jaskinie - piwnice powstały w momencie budowy miasta, które jest posadowione na opadach wulkanicznych. No więc gdy budowano domy,  wycinano bloki tufu na ściany i czym większy był dom tym głębszą miał podziemną część. Co ciekawe te piwnice nie są ze sobą połączone, każdy właściciel miał je tylko dla siebie. panowały w nich świetne warunki do przechowywania żywności, a także można było się tam schronić w czasie upalnych dni. Te które były blisko ścian urwiska służyły także jako gołębniki, bo dawniej kur nie chodowano, tylko gołębie.
Gołębniki zachowały się do dziś i wygląda to tak:
Dla turystów przygotowano dwie krótkie trasy do zwiedzania, a reszta jest niedostępna, bo prywatna.
Na koniec zdjęcie "z gołębnika" i drugie z wysokości na okolicę.

Wczoraj przyjechaliśmy nad morze - jesteśmy w Punta Ala i u nas cały czas lato - 30 stopni w dzień, a w nocy ponad 20.

piątek, 19 września 2014

Dziś zwiedzaliśmy następne opactwo benedyktyńskie Sant'Antimo, bardzo stare, bo pierwszy kościół ufundował Karol Wielki w 781 roku.
W porównaniu z wczorajszym, opactwo jest bardzo malutkie, bo tylko kościół i kilka przylegających budynków. Kiedyś miało liczne włościa, łącznie z zamkiem w pobliskim Montalcino, ale w średniowieczu popadło w ruinę i utraciło swoją ważność.
Tak wygląda z zewnątrz - piękna bryła z piaslowca z onyksowymi elementami
i kilka szczegółów
W ogrodzie przylegającym do opactwa  znaleźliśmy antyczne drzewo oliwek. Stary pień jest domem jaszczurek, a nowe drzewo wyrasta obok z korzeni.
W okolicach Montalcino - poniżej panorama
produkuje się słynne wina Brunello di Montalcino, które we wczesnej fazie produkcji wygląda tak:
I jeszcze jeden rzut oka na miasteczko
 Potem ruszyliśmy dalej przez piękną Toskanię, Podróżowaliśmy takimi drogami
mając takie widoki za oknem samochodu:
aż w końcu poprzez Lacjo dojechaliśmy do Orvieto w Umbrii.
Zmienił się widok za oknem samochodu, jest więcej drzew i tak jakoś "wielkopolsko". Domy są otynkowane na różne kolory, brak jest samotnych cyprysów stojących na wzgórzach.
Jutro idziemy zwiedzać Orvieto, a Zenek się już cieszy na bułę z przepyszną porcchettą.

czwartek, 18 września 2014

Postanowiliśmy sobie zostawic resztę cudów Florencji na następny raz. Upał i tłumy tutystów potrafią być męczące, dlatego rano ruszyliśmy dalej do naszej ulubionej Toskanii.
O, popatrzcie!
Dojechaliśmy do małego miasteczka Buonconvento i dalej do opactwa benedyktyńskiego Abbazia di Monte Oliveto Maggiore. Kompleks klasztorny jest bardzo duży i do dziś czynny.
Zwiedziliśmy kościół,
pospacerowaliśmy pod arkadami dziedzińca wewnętrznego kontemplując piękne freski ukazujące sceny z życia założyciela klasztoru św. Benedykta.
Freski zostały ukończone w 1505 roku i  dziś wyglądają świetnie.
Zaglądnęliśmy do refektarza, gdzie było już nakryte do następnego posiłku
a potem trafiliśmy do piwnicy z winami, gdzie pan sprzedający wina i oleje produkowane przez braciszków bardzo ładnie nas oprowadził i objaśnił co do czego służy.
Beczki niestety były już puste, bo w 2000 roku cała produkcja została wywieziona do okolicznych winiarni. Jedna z takich beczek (po lewej) ma pojemność 5 tysięcy litrów - czyli 6666 standartowych butelek. W piwnicy jest stała temperatura 17 stopni (3 metrowe mury nie wpuszczają upałów), ale obok wejścia do kuchni braciszkowie mają drugą piwniczkę zbudowaną z tufu i tam bez żadnych instalacji chłodących jest temperatura 12 stopni - doskonała do przechowywania serów, ziół i innych artykułów. Dowiedzieliśmy się także dlaczego wewnętrzny dziedziniec jest wyłożony cegłą, a nie jak zwykle w formie ogrodu. Otóż opactwo jest zbudowane na górze i nie ma źródła wody. Pod całym dziedzińcem jest cysterna gromadząca opady atmosferyczne. Podobne cysterny były też pod placami w Wenecji, gdzie deszcz był jedynym źródłem słodkiej wody. Nic dziwnego, że dawniej chętniej pito wino niż wodę! Dawni braciszkowie wyrabiali farmaceutyki z ziół uprawianych w przyklasztornych ogródkach i służyli pomocą pielgrzymom i wędrowcom, bo klasztor leży ma  drodze z Rzymu do Paryża. I jestem z siebie bardzo dumna, bo pan opowiadał to wszystko po włosku, a ja większość zrozumiałam!!!!
To na koniec zdjęcia okolic klasztoru
i jeszcze jeden toskański widoczek.