Życie w grupie można prowadzić na zbiorowej gimnastyce, na bingo lub wieczornych potańcówkach, które organizują ze trzy razy w miesiącu. Jest czynna biblioteka, ale brak jest literatury po polsku, więc dobrze, że zabrałam ze sobą własną elektroniczną biblioteczkę.
Frakcja francuska często organizuje konkursy gry w boulle. Jest na kempingu specjalne miejsce i na raz może grać 12 zespołów. Są nawet tacy, którzy zawzięcie ćwiczą rzuty do celu. Zawodowcy to mają nawet specjalne linki z magnesem do zbierania kul, bo nie chce im się schylać. Czasem grają też i Niemcy, Anglików nie zaobserwowano.
Anglicy (i Niemcy też) chodzą na cotygodniowe koncerty z potańcówką dla chętnych do knajpy obok. Jest muzyka na żywo, za każdym razem inny zespół bądź solista/solistka. Muzykanci przeważnie narodowości brytyjskiej i w wieku emerytalnym, więc to najpewniej expaci mieszkający w Murcji, którzy dorabiają sobie do emerytury. Jak sobie poczytałam w necie, to okazuje się, że w okolicy jest bardzo dużo skupisk Brytyjczyków i Szwedów, którzy tu wykupili sobie domy i mieszkają na stałe w słonecznej i ciepłej Hiszpanii. Ciekawa jestem jak to będzie z Brytyjczykami po wyjściu z unii - pewnie więcej będzie biurokracji, ale to ich problem.
Kilka dni temu był zorganizowany targ kempingowy na którym każdy mógł wystawić zbędne urządzenia czy narzędzia. Było kilka turystycznych pralek, dużo zastawy stołowej, schodki do przyczep, a nawet całe przyczepy z przedsionkami - tzn. były kartki z informacją na której parceli jest coś do kupienia. Jeśli chodzi o handel przyczepami, to kwitnie on cały czas. Nasze sąsiadki z prawej strony - te od kotów o których wcześniej pisałam - są teraz sąsiadkami z tyłu. Panie kupiły przyczepę za 5 tysięcy euro, a swoją sprzedały za 4 tysiące. Sąsiad w alejce miał przyczepę i kampera na jednej parceli i po świętach wystawił przyczepę na sprzedaż - teraz ma już tylko kampera. Przy recepcji jest zresztą tablica ogłoszeniowa i tam można sobie sprawdzić co i gdzie jest do kupienia.
A w tym tygodniu od poniedziałku jest akcja pod tytułem PAELLA. Przez 4 dni obsługa kempingu
gotuje dla swoich gości paellę - my zapisaliśmy się na środę i mieliśmy paellę z mięsem. Zenek się ucieszył, bo tej z owocami morza to nie lubi. W zasadzie to był cały obiad z przystawką w postaci wędliny,buły i surówki.
Potem podano danie główne, a na deser była słodka legumina i pomarańcze. Było oczywiście wino do popicia tych delicji. Potem dostaliśmy jeszcze kawę wzmocnioną (dla chętnych) sporą ilością jakiegoś likieru i cavę (tę z bąbelkami).
Paella przygotowana była w takich wielkich patelniach
na zdjęciu są dwie, ale potem donieśli jeszcze jedną. Można było brać dokładki, dla chętnych, ale ja nie dałam rady zjeść swojej porcji do końca.
I to wszystko za friko.
W lutym czeka nas jeszcze jedna atrakcja kulinarna pt: SARDYNKI I SANGRIA. Też będzie relacja.