piątek, 29 listopada 2019

Salinas

My znów mamy lato, więc Was trochę podenerwuję słonecznymi widokami.
Na początku tygodnia na kempingu zameldował się Helmut z Isą - para niemieckich kamperowiczów, których poznaliśmy w zeszłym roku w Bolnuevo. Oni przez ponad dwa tygodnie podróżowali przez Francję i Hiszpanię, ale od północnej strony, więc załapali się na zimno i śnieg. Za to my powitaliśmy ich ciepłem i słońcem, tak więc teraz się wygrzewają. Na czwartek zaplanowaliśmy sobie wycieczkę rowerową do Salinas de San Pedro.
Najpierw pojechaliśmy pooglądać bardzo fotograficzne młyny, a potem jeszcze odwiedziliśmy znajomych Helmuta i Isy i razem wyszło nam 38 km deptania (te 21,3 km to tylko droga tam, a potem było jeszcze z powrotem).
Ale po kolei. Na początek wojsko hiszpańskie. Biedaki maszerowali z pełnym ekwipunkiem, nawet jakieś karabiny ze sobą targali. Dla pewności spytałam, czy można zrobić fotkę, bo a nuż zastrzelą.
Tu na mapce, gdzie schodzą się trzy drogi stoi pierwszy z tych młynów i nazywa się Molino de Quintin. Wbrew nazwie te młyny nic nie mieliły, a miały za zadanie transportować wodę z morza do niecek odparowujących, czyli salinas. Z tego co piszą w sieci, to pracowały aż do lat 70-tych ubiegłego wieku, a teraz używają pomp elektrycznych.
 Młyn niestety był odgrodzony i nie można było zobaczyć co ma w środku i oczywiście brakuje mu żagli, a widać tylko tyczki. Żagle były szyte przez miejscowych rybaków i wyglądały tak (zdjęcie z sieci).
Potem pojechaliśmy aż na koniec półwyspu,
mijając po drodze stada flamingów i innych kaczek. Jest tylko zdjęcie czapli i flamingów, bo kaczek z wiadomych względów nie ma. 
Drugi z młynów nazywa się Molino de Calcetera (ładne zdjęcie, prawda?)
 I dodatkowo widoczek wiecznie młodego Zenka i starej chaty rybackiej w środku laguny.
Następnie ruszyliśmy brzegiem Mar Menor do Camper Park La Ribera - typowy stellplatz, ale z infrastrukturą. O dziwo cały był zapełniony, a znajomy Helmuta powiedział, że w połowie grudnia muszą się wynieść, bo ich miejsce jest zarezerwowane.
Chyba bym nie chciała stać tam dłużej niż 2-3 noce, ale o gustach się nie dyskutuje. Cena z dobę też nie jest zbyt niska, bo 9 EU + 2 lub 3 EU za prąd daje kwotę porównywalną z ceną za normalny kemping.
Wracając zatrzymaliśmy się na pyszny obiadek w takich okolicznościach przyrody. 
Zenek cieszył się z wielkiego kawałka pieczeni, a ja wzięłam sobie doradę pieczoną w soli. 
Na deser po obiedzie mieliśmy pokazy samolotów latających w szyku. Obok tego Camper Parku jest lotnisko wojskowe i wczoraj przez cały dzień latały nam nad głowami odrzutowce, a po południu dały pokaz synchronicznego latania w piątkę i siódemkę.
A jak wróciliśmy na kemping to już nic nam się nie chciało, oprócz pysznej gorącej herbatki, bo pod wieczór troszkę się ochłodziło.

wtorek, 26 listopada 2019

W miejscu w którym jesteśmy wybrzeże jest dość gęsto zabudowane. W okolicach naszego kempingu, w Pueblo Latino, większość domów jest chyba domami wakacyjnymi, bo tylko niektóre są zamieszkałe. Bardzo nam się podoba układ miasteczka - ulice są bardzo szerokie z miejscami do parkowania samochodów i ścieżkami rowerowymi. Co kilka kwartałów jest albo boisko sportowe albo park z ławkami i zjeżdżalniami dla dzieci. Uliczki są obsadzone cytrusami, tak więc jak potrzebujesz cytrynę, to idziesz na dwór i po prostu sobie zrywasz.
Jak popatrzycie sobie na plan miasteczka z góry w opcji satelita, to można zobaczyć, że prawie każdy kwartał domów ma swój własny basen na gorące letnie dni.
Niektóre z domów mają orginalne ozdoby na płotach, a tu chyba mieszka wielbiciel starożytnego Egiptu.

niedziela, 24 listopada 2019

Tydzień minął nam na porannych zajęciach na basenie i ćwiczeniach na bieżni. Pogoda była taka sobie, więc po południu były tylko krótkie wycieczki rowerowe.
Od tygodnia obok kempingu na łąkach trwa wielkie ekologiczne koszenie.
Jak widać są owieczki i kozy. I jest to chyba najbardziej fotografowane stado, bo ile razy koło niego przejeżdżamy, to zawsze jest kilku fotografów.
I jeszcze obiecane zdjęcie umeblowania: całkowity koszt zamknął się poniżej 20 euro + trochę pracy.
To w krateczkę to srebrna cerata przyklejona klejem na gorąco, a boki pomalowane na szaro teraz pasują do kolorystyki przedsionka. Obie szafki są już zrobione i jestem z siebie dumna!
I jeszcze widoczek z wycieczki rowerowej.

niedziela, 17 listopada 2019

Marek mnie dziś przywołał do porządku, że nic nie wrzucam na bloga. Więc się mobilizowałam pół dnia i huraaa!!!! jest wpis.
My tu sobie po cichutku i powolutku żyjemy na kempingu. Trzy razy w tygodniu chodzimy na ćwiczenia, ja raz w tygodniu mam hiszpański, a jak nie ma silnego wiatru to jeździmy po okolicy na rowerach. Pogoda z letniej zmieniła się na wczesno-jesienną, ale dalej mamy względnie ciepło. Piszę względnie, bo jest rozbieżność w odczuwaniu ciepła u Zenka i u mnie. Dwa dni temu uruchomiliśmy gazowe ogrzewanie w przyczepie, bo noce zrobiły się ciut zimniejsze, ale w ciągu dnia jest dalej ciepło. Te telewizyjne doniesienia o śniegu i zimnie w Hiszpanii dotyczą środka kraju i terenów górzystych. A u nas choć jest trochę górek, to póki co o śniegu nie ma co marzyć.
W piątek pojechaliśmy do Torrevieja na cotygodniowe Mercadillo.
Straganów tam było dostatek - głównie z ciuchami, butami i torebkami. A my pochodziliśmy sobie po tych z owocami, warzywami i szynkami. Ceny trochę niższe niż w marketach, więc kupiłam wielki pęczek pietruszki i pięknego kalafiora. A dziś wybraliśmy się na Mercadillo del Toro - czyli na  Byczy Targ, który jest organizowany o rzut beretem od naszego kempingu. I okazało się, że jest to targ staroci i rzeczy z drugiego obiegu. I nawet kupiliśmy nieduże szafki na wyposażenie przedsionka w bardzo korzystnej cenie za jedyne 10 euro (w sklepach ceny zaczynają się od 40 eu za sztukę). Szafki wymagają przemalowania, bo trochę kolorystycznie nie pasują do reszty wyposażenia, więc jak robota będzie skończona to zamieszczę zdjęcie.

wtorek, 5 listopada 2019

Pogoda w dalszym ciągu letnia, choć dziś już nie mieliśmy 30 stopni, a tylko 25. Pojechaliśmy na pierwszy rekonesans do Salinas de San Pedro.
Poza sezonem można jeździć po deptakach, które w lecie pewnie zapełnione są wczasowiczami
Miejsce na planie parku oznaczone 6 to zakład produkujący sól morską i jest różowe nie tylko na planie. W rzeczywistości woda w zbiornikach odsalania też jest różowa. Sprawcą koloru są bakterie solne (halobacterium) i mikroalgi zwane Dunaliella Salina lubiące ekstremalnie słone środowisko.
Ale pozyskana sól jest biała i usypana w malownicze białe góry.
Marina na końcu cypla jest bardzo duża i zimuje w niej trochę dużych jachtów. Ja wypatrzyłam fajny katamaran, wyciągnięty na brzeg pewnie do remontu.
W sumie obszar parku jest bardzo rozległy, więc pewnie jeszcze nie raz tam sobie pojeździmy na rowerowa wycieczki.

piątek, 1 listopada 2019

Powspominaliśmy dziś naszych Wszystkich Świętych i troszkę żal, że z daleka. Porównując czas świąteczny u nas z tym hiszpańskim, to różnice są zasadnicze. Przede wszystkim pogoda - dziś było tak ciepło, że nawet zrezygnowałam z gotowania obiadu w środku dnia i zjedliśmy dopiero po siedemnastej. Na kemping zjechało się mnóstwo Hiszpanów, całymi rodzinami z duża ilością dzieci. Dzieciaczki poprzebierane i pomalowane biegają, jeżdżą na hulajnogach i rowerkach przez cały dzień i pół nocy, aż nie padną ze zmęczenia. Jeszcze tak wesoło będzie jutro, bo w niedzielę to pewnie wrócą do domów i na kempingu zostanie tylko trzeci filar (niektórzy z tych, co zostaną to nawet nie muszą się przebierać, hihihi). Hiszpania to też kraj katolicki, ale nikt tu nie straszy ogniem piekielnym ludzi chcących się poprzebierać w Halloween.
Pod wieczór pojechaliśmy sobie na wycieczkę rowerową i odkryliśmy w środku miasteczka zakątek z barami, lodziarniami i restauracjami.