Tu w Hiszpanii święto Trzech Króli jest chyba bardziej obchodzone niż Boże Narodzenie. A na pewno kończy cały okres świąteczny i teraz to już trzeba wracać do nieświątecznej rzeczywistości.
Ale po kolei. Najpierw Sylwester - byliśmy bardzo dzielni i posiedzieliśmy do północy, by wypić sobie po lampce szampana i zjeść tradycyjnych 12 winogron. Oprócz tego mieliśmy różne podgryzajki w postaci kanapek, zawijasów z tortilli czy wytrawnego tortu. No i oczywiście trochę różnych alkoholowych napitków - co kto chciał.
Było dość zimno, więc siedzieliśmy w środku przyczepy i po północy po cichutku poszliśmy spać. W kampingowej restauracji były balety, a w naszej okolicy to chyba wszyscy albo spali, albo poszli gdzieś w gości, bo nie było komu powiedzieć Happy New Year i podzielić się szampanem. Za to rano sąsiedzi powychodzili i złożyliśmy sobie życzenia do siego roku we wszystkich możliwych językach.Pogoda cały czas jest bardzo dobra - jest słonecznie i ciepło w ciągu dnia więc można zarówno jeździć rowerem jak i spacerować. Tylko noce są zimne, temperatury spadają nawet do 5 stopni, ale po zachodzie słońca to siedzimy w środku i trochę się podgrzewamy.
W czwartek po obiedzie pojechaliśmy do Torrevieja powitać Trzech Króli. Parada była bardzo fajna, choć mniejsza od tej, którą oglądaliśmy 3 lata temu. No to kilka fotek:
Królowie przypłynęli do portu statkiem, potem pieszo pomaszerowali do swoich pojazdów, po drodze pozdrawiając zgromadzonych mieszkańców - każdy chciał dotknąć króla, choć dobrze było musnąć choć rękę dworzanina. Potem ruszyła cała procesja: były tańczące dziewczynybyły osiołki z cukierkami dla dzieci i hiszpańskimi flagami dla każdegobyli też pretorianie pieszo i na koniachPotem platforma z Maryją, Józefem i małym JezusemA potem zaczęły się orszaki poszczególnych króli, zrobiło się ciemno i tradycyjnie zdjęcia wyszły albo poruszone, albo wcale. Brak statywu i za krótki czas naświetlania - to do poprawy w następnym roku. A poniżej widzicie te co są nienajgorsze.Na ostatnim zdjęciu widać torby z cukierkami, które są tradycyjnie rozdawane dzieciom w czasie przejazdu, ale w tym roku było bardzo oszczędnie - cukierki po jednym były wkładane do toreb trzymanych przez dzieciaki, a w poprzednich latach to hojnie były rozrzucane dookoła i każdy mógł nazbierać sobie ile chciał. No cóż, kryzys dotarł i tu.
Na koniec zdjęcie Trzech Króli na kampingu - krążyli w poszukiwaniu dzieciaków, by ich obdarować cukierkami i trochę się naszukali, bo w tym roku dzieci prawie wcale nie było.
W nowym roku wróciliśmy też do gotowania owoców morza - Antek we wtorek zrobił pyszne mulea ja na piątkowy obiad przygotowałam makaron z krewetkami. I byłam bardzo dzielna, bo kupiłam świeże krewetki - małe!!! - i je wszystkie poobierałam i poczyściłam. Następnym razem kupię gotowe - mniej roboty, a smak ten sam! Zdjęcia nie ma, bo za szybko się zjadło!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz