Ostatni dzień stycznia przyniósł nam cieplutki wiaterek wiejący gdzieś od lądu. W ciągu dnia było 25 stopni i po południu można było jeździć rowerem z bluzce z krótkim rękawkiem i w krótkich spodenkach.
No to możecie zazdrościć nam słoneczka.
Ostatni dzień stycznia przyniósł nam cieplutki wiaterek wiejący gdzieś od lądu. W ciągu dnia było 25 stopni i po południu można było jeździć rowerem z bluzce z krótkim rękawkiem i w krótkich spodenkach.
No to możecie zazdrościć nam słoneczka.
Wygląda na to, że wiatry wysłaliśmy do Polski, bo u nas od dwóch dni wcale nie wieje i znów mamy bezchmurne niebo. W piątek zrobiliśmy małą wycieczkę po okolicy, a wczoraj pojechaliśmy do portu w San Pedro
Te takie różowe prostokąciki koło portu to pola morskiej wody do odsalania. Nie zawsze są różowe, zależy to od stopnia zasolenia, a wczoraj w dwóch była naprawdę różowa wodaChcieliśmy pooglądać flamingi, które ponoć pokazały się w okolicy, ale chyba wybrały jeziorka bliżej Torreviecha. Poniżej zdjęcie podkradzione z sieciMoże kiedyś uda mi się też zrobić takie zdjęcia osobiście. A póki co to mam zdjęcie portu rybackiego w San Pedroi widok na spokojne morzeMam nadzieję, że wreszcie będziemy mieli prawdziwą hiszpańską pogodę i wszystkie deszcze i wiatry poszły sobie w siną dal. Trzeba w końcu wyciągnąć krótkie spodenki z szafy i bluzki z krótkimi rękawkami, a odwiesić ciepłe kurtki.Pogodę w zasadzie mamy zimową. Ciepło znad Afryki w tym roku skutecznie omija Hiszpanię i często wieją wiatry, a i deszcz się zdarza. Jak tylko słońce wyglądnie zza chmur od razu robi się przyjemnie. Ale w powietrzu czuć już wiosnę, a w sklepach zaczęły się pojawiać w dużych ilościach truskawki i mandarynki.
Nie dajemy się pogodzie, dzielnie jeździmy rowerami po zakupy często w czapkach i rękawiczkach, a ponieważ najlepszym sposobem na ogrzanie się i utrzymanie stałej temperatury ciała jest dostarczenie mu energii w postaci dobrego jedzonka, więc dostarczamy. Truskawki były pyszne, choć daleko im do tych naszych, wygrzanych w lipcowym słońcu - ale jak się nie ma, co się lubi.....Za to owoce morza są tu do kupienia świeże, nie zamrożone i w zasadzie każdy market ma stoisko z tymi morskimi pysznościami. Dziś kosztowaliśmy krewetek, to znaczy Zenek skosztował, a resztę podzieliliśmy na trzy części i był pyszny obiad. Z takimi świeżymi krewetkami to jest trochę roboty, bo trzeba je obrać z pancerzy i wyczyścić, ale mają jedną zaletę: można im zostawić ogonki i wtedy nie jest potrzebny widelec do jedzenia.
Wyglądają smakowicie, nieprawdaż?W przyszłym tygodniu z owoców morza będziemy ćwiczyli kalmary. Największa sztuka to tak je ugotować, by nie były gumowate. Będziemy próbować.
A pogoda ma się poprawić na początku lutego, więc jeszcze kilka dni trzeba przezimować.
Miał być ciąg dalszy morskiego jedzonka i voila! Dziś o małżach, mulach czy szczeżujach.
A potem uzupełniliśmy jeszcze obiad miseczką pysznego kremu z dyni i nikt nie wyszedł głodny.
Teraz się zastanawiamy, jak zrobić: kalmary, langustynki, krewetki, ostrygi i homary.......No cóż, człowiek uczy się całe życie, trzeba się tylko odważyć!
Dziś będzie o ośmiornicach - trochę pozazdrościliśmy politykom i od razu postanowiliśmy pójść na całość, więc była jedna duża ośmiornica🐙, a nie kilka małych.
Ośmiornica, czyli PULPO to w Hiszpanii dość popularne danie i w każdym sklepie można dostać mrożone, a w tych ze stoiskami rybnymi są też świeże. Ja kupiłam mrożoną, bo tą świeżą to też dobrze wrzucić na noc do zamrażalnika, by skruszała. Coś podobnego jak z naszym zającem - najlepszy jak się wymrozi.Powoli kończy się w Hiszpanii okres świąteczny, jeszcze tylko końcówka tygodnia i od poniedziałku wszyscy wracają do pracy.
A my sobie różne aktywności dostosowujemy do aktualnej pogody i jak świeci słońce i nie wieje to się wygrzewamy i łapiemy witaminę D albo jeździmy rowerami (to wtorek).
W środę wiało z prędkością do 70 km/h w porywach, więc siedzieliśmy w domu, ale jak wieczorem przestało wiać, to poszliśmy nad morze sprawdzić wysokość fal, ale że wiatr był od lądu, to i fal nie było. Było za to ładne niebo tuż przed zachodem słońca.Wczoraj w miasteczku obok był uroczysty orszak z trzema królami, który tu nazywa się " Cabalgata de los Reyes Magos" i zawsze jest wesoło i tanecznie i dzieciaki ścigają się, kto zbierze najwięcej cukierków. Niestety w tym roku nie było rozdawanych cukierków i była prośba o noszenie maseczek. I jak widać na zdjęciach wszyscy są w maseczkach. Zdjęcia niestety nie moje - skopiowałam ze strony ratusza, bo nie poszliśmy oglądać na żywo tych występów. Staramy się unikać większych zgromadzeń, bo tu omikron też szaleje.Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Zdrówka przede wszystkim dla wszystkich czytających.
Nowy Rok przywitaliśmy tradycyjnie - talerzem pysznych kanapek i szampanem o północy. Były jeszcze winogrona - to tradycja hiszpańska - 12 sztuk, po jednym gronku na każdy miesiąc ku pomyślności w Nowym Roku.
A teraz jesteśmy o rok starsi, choć czujemy się dokładnie jak w roku poprzednim. Chyba ten Sylwester jest przereklamowany!Miejmy nadzieję, że w tym roku "będzie się działo". Czego i Wam życzymy.
PS. Pogoda w dalszym ciągu słoneczna, choć noce są zimne a poranki mgliste. No i nie ma smogu, choć czasem zapach dymu do nas dochodzi - w okolicznych domkach dogrzewają się kominkami gdy zimno.