Miał być ciąg dalszy morskiego jedzonka i voila! Dziś o małżach, mulach czy szczeżujach.
Tak wygląda kilo małży pracowicie oskrobanych i oczyszczonych.
Gdy procenty wyparowały dorzucił mule, przykrył szczelnie garnek i co chwilę potrząsał, by wszystkie zwierzaki miały okazję się ugotować. Tak wyglądało gotowe danie w garnku i już wyłowione i gotowe do konsumpcji w miseczce.
Do tego białe wino i bagietka maczana w sosie wybornie smakowała. A potem uzupełniliśmy jeszcze obiad miseczką pysznego kremu z dyni i nikt nie wyszedł głodny.
Teraz się zastanawiamy, jak zrobić: kalmary, langustynki, krewetki, ostrygi i homary.......No cóż, człowiek uczy się całe życie, trzeba się tylko odważyć!
To prawda,że człowiek uczy się przez całe życie ,ale nie zawsze jest ta wiedza mu potrzebna...Nie sądzę aby umiejętność przyrządzania morskich robali to jest to, co chciałabym zgłębić i docenić, ale podziwiam Wasze starania...pełen szacun!
OdpowiedzUsuń