Po bardzo zimnym noclegu (4 stopnie) w Joditz zdecydowaliśmy pojechać prosto do Alzacji i zameldowaliśmy się na kampingu w Kaysersbergu. Byliśmy tam w maju, ale nie zdążyliśmy odwiedzić sąsiedniego miasteczka, więc dziś była okazja, by tam pojechać.
Była więc dziś wycieczka po winnicach i do miasteczka Kientzheim.
W Alzacji trwa właśnie winobranieZostaliśmy poczęstowani winogronami przez tych sympatycznych zbieraczy - winogrona słodziutkie i przepyszne choć przecież to winogrona na wino, a nie deserowe. Część jeszcze czeka na zbiór, ale w wielu miejscach już było po zbiorach i jadąc przez miasteczko czuć było charakterystyczny zapach fermentujących winogron.Jadąc tak przez winnice, przypomniał mi się jeden z moich uczniów, który na sprawdzianie z geografii o główne uprawy Francji napisał: wino. Potem sobie podyskutowaliśmy czy to "wino" było od razu uprawiane w butelkach, czy może w beczkach.A miasteczko nas nie rozczarowało, były mury obronne i bramy wjazdowe
baszty i wieżyczkicharakterystyczne domyfontanny i studnie.A to kilka ozdób wypatrzonych w miasteczku. Pierwsze zdjęcie to kalendarz słoneczny miesięczny - trudno stwierdzić czy działa, bo brak instrukcji.I trochę bardziej współczesne akcenty, choć też już z ubiegłego wieku (tak jak my, hihihi).Zrobiliśmy razem 17 kilometrów, to obiad nam się należał jak psu zupa. Voila! Flammkuchen tradycyjnie.Jutro jedziemy dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz