Dwa tygodnie temu Zenek nieopatrznie zderzył się z wysokim hiszpańskim krawężnikiem skręcając na wąskiej uliczce. I tak uszkodziliśmy oponę
Przyjechał mechanik z ADAC'a zbadał ciśnienie i stwierdził, że trzyma powietrze i można jeździć dalej. No tak, ale niedługo będziemy mieli do pokonania prawie 3 tysiące kilometrów wcale nie fajnie by było, gdyby po drodze coś się stało. Zapadła więc decyzja o wymianie opony na nową. Najpierw były poszukiwania internetowe i okazało się, że nie ma problemu z zakupem w ....Polsce, ale jest problem z transportem do Hiszpanii, bo drogo. W poniedziałek ruszyliśmy na poszukiwanie warsztatu samochodowego, który podjął by się zakupu opony i jej wymiany. Mechanik najbliższy naszego kempingu mówił trochę po angielsku, zostawiliśmy mu dane opony i wzór bieżnika, bo zależało nam na zakupie tylko jednej, a nie kompletu. We wtorek kolejna wizyta przypominająca panu mechanikowi, że my naprawdę chcemy z nim zrobić interes i następnego dnia dostaliśmy informację, że jest taka sama do zamówienia również w Hiszpanii. Czas oczekiwania 10 dni i te 10 dni właśnie minęło dziś. Już jesteśmy po wymianie, Zenek jest szczęśliwy, a ja spokojna. Opona tu kosztowała ciut więcej niż w Polsce, zaoszczędziliśmy na transporcie, a za wymianę i tak trzeba było zapłacić. W sumie jesteśmy lżejsi o 360 euro, ale "safety first".
Wracając z warsztatu Zenek omijał wszystkie krawężniki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz