środa, 1 kwietnia 2015

W poniedziałek opuściliśmy okolice Mazarron, a na zakończenie załapaliśmy się na "koncert" w wykonaniu rockowych dinozaurów. Ładnie śpiewali, przeważnie evergreen'y, bo takie też najchętniej wszyscy chcieli słuchać. Ale za to obroty w knajpce wzrosły 100-krotnie, bo wszyscy Anglicy (i my też) z kampingu przyszli posłuchać i popić.
Potem przejechaliśmy ponad 200 km - większość udało się po bezpłatnej autostradzie. Drogi naprawdę są tu imponujące i tylko szkoda, że nie zaprosili hiszpańskich budowlańców do budowy autostrad w Polsce - pewnie mielibyśmy ich dwa razy więcej patrząc na rzeźbę terenu w Hiszpanii i u nas.
A teraz jesteśmy w okolicach  Roquetas de Mar. Kamping fajny, dostaliśmy dwa miejsca postojowe, bo kamperków mniej niż na poprzednim. Plaża jest niestety w odległości  jakiś 350 metrów od kampingu i dlatego mają mniej gości. Ale okolice są bardziej "rowerowe" - dwa miasteczka w odległości 3-4 km i Almeria - trochę większe miasto w odległości 14 km.
Dziś pojechaliśmy do Roquetas. Miasteczko pewnie miało bogatą historię - Fenicjanie i Rzymianie w starożytności, potem Arabowie w wiekach średnich i wreszcie w XVI w przeszło pod panowanie chrześcijan. Arabowie postawili zamek dziś nazywany Santa Ana.
Zamek postawiony był w celu obrony przed piratami, ale nigdy nie miał znaczenia militarnego, a stojące dziś przed zamkiem armaty głównie służą do robienia zdjęć.
W środku jest wystawa miejscowego malarstwa oraz wystawa modeli statków morskich
W pobliżu zamku jest też marina, więc pooglądaliśmy sobie także "kampery nawodne".
Szukając informacjii turystycznej trafiliśmy na Plaza de Toros, gdzie stoi arena do korridy.
Niestety walk dziś nie było, a jedyny napotkany byk stoi przed i wygląda tak:
I na koniec zachód słońca na kampingu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz