Okazało się, że wulkan wcale nie jest taki wygasły, co widać na załączonym zdjęciu - dymiło się, choć niezbyt intensywnie.
Pojechaliśmy autobusem i byliśmy pod wrażeniem umiejętności kierowcy. Droga na górę (1000 metrów) jest bardzo kręta, wąska i ma mnóstwo zakrętów 180 stopni. Kierowca trąbił praktycznie całą drogę w górę i potem na dół, ostrzegając innych, bo droga nie dość, że kręta, to pobocza ma zarośnięte krzewami i drzewami i nic nie widać, co jest za zakrętem - to jeden z nich.
A to my na drodze wzdłuż krateru.
Widok na krater
Ostatnia erupcja wulkanu była w 1944, a naukowcy na podstawie wcześniejszych danych obliczyli cykl wybuchów na 20 lat. Znaczy się, że do dziś powinien już ze trzy razy wybuchnąć, ale nic się nie działo. Badacze wulkanów uważają, że krater wulkanu zatkał się i lawa nie może się wydostać. A ponoć zakorkowane wulkany są bardzo niebezpieczne, bo nie można przewidzieć ich erupcji, a jeśli ta już nastąpi może być gigantyczna. W pobliżu mieszka około 3 milionów ludzi, więc może być nieciekawie.....
Wezuwiusz jest jednym z dwóch wulkanów w okolicy - drugi Campi Flegrei jest po drugiej stronie Neapolu i naukowcy mówią, że jest duże prawdopodobieństwo, że wybuchną razem. Campi Flegrei jest superwulkanem, a jego kaldera ma średnicę 13 km.
I chyba nawet modlitwy nic nie pomogą na siły natury...
A tu ja przed wejściem na górę - zdjęcia po zejściu nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz