Zamek jak zwykle jest zbudowany na sterczącej nad zatoką skale, więc trzeba było się do niego dostać. Z miasta prowadziły takie oto schody,
a potem jeszcze droga trawersem po zboczu i viola - takie oto widoki na prawo i lewo.
El Castillo de San Juan był częścią obrony wybrzeża przed piratami berberyjskimi, chętnie nawiedzających miasteczka w hiszpańskich królestwach. W pomieszczeniach zamkowych były różne wystawy, a jedna dotyczyła systemu obrony przybrzeżnej. Wyglądało to dość imponująco - na ponad 100 kilometrowym odcinku jest zbudowanych kilka zamków obronnych i dużo wież ostrzegających przed najeźdźcą
A my spotkaliśmy grupę współczesnych "piratów" - dość przyjaźnie nastawionych do turystów. Jak pierwszy powiedział hola, to potem musieliśmy też odpowiadać każdemu.
Zenkowi udało się zdobyć armatę
"poczytaliśmy" o rozkładzie dnia mieszkańców twierdzy - szkoda tylko, że wszystkie informacje były po hiszpańsku. Pozostałe wystawy też były opisane w języku hiszpańskim i chyba wreszcie zmobilizuję się do nauki tego języka.
Ale śliczne widoki na wschód (levante) i zachód (poniente) nie wymagają tłumaczenia, więc oto one:
Dziś mieliśmy pierwszy w pełni deszczowy dzień i to kompletnie bez słońca - chyba tylko po to, byśmy nie żałowali powrotu do domu. Mam nadzieję, że jutro i pojutrze nie będzie padać, bo przecież musimy się pakować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz