sobota, 31 grudnia 2022

Koniec roku

 Rok 2022 żegnamy bez specjalnego żalu, mając nadzieję na lepsze czasy w 2023. Oby!!!

Wszystkim czytającym życzymy dużo zdrowia, humoru przez cały rok i zrealizowania choć części marzeń. 

piątek, 30 grudnia 2022

Stoi armata, och jaka wielka...

Wczoraj wybraliśmy się z Antkami zobaczyć czy armaty jeszcze stoją. Bateria de Castillitos miała bronić Kartageny przed napadem z morza. Byliśmy tam 4 lata temu, ale dla tych widoków watro było pojechać jeszcze raz.

Dokładniejszy opis miejsca znajdziecie we wpisie z 2018 roku, a dziś trochę zdjęć z wycieczki  https://anna-i-zenek.blogspot.com/2018/11/bateria-de-castillion.html .


Armatę z bliska dokładnie oglądał Zenek i Antek i na tym zdjęciu widać dobrze jej rozmiary.
Oczywiście armaty były obrotowe i miały regulację góra-dół a w centrum sterowania na ścianie została jeszcze ściąga z sylwetek statków - angielskich, francuskich, amerykańskich co by nie strzelać do sojuszników.
Pogoda nam się trafiła prawie idealna, choć horyzont był trochę zamglony i Kartagena była mało widoczna
ale za to w drodze powrotnej mogliśmy popatrzeć na Puerto de Mazarron.
W tym roku to już koniec wycieczek, następne za rok (haha 😂). Teraz będziemy szykowali tapasy na noc sylwestrową. A to już jutro. 

poniedziałek, 26 grudnia 2022

I po świętach....

Dziś będzie mały remanent z ostatnich dni. A działo się dużo! Zakupy, spotkania ze znajomymi, gotowanie przedświąteczne wypełniły nam dni przed świętami. Wigilia była bardzo udana,

a kolacja składała się z mnóstwa pyszności i tylko chyba zabrakło naszego polskiego karpia, ale został godnie zastąpiony smażoną doradą i okoniem morskim. Oprócz tego był łosoś zapiekany w szpinaku, dwie sałatki śledziowe (w polskim sklepie były matiasy, choć o cenie lepiej nie wspominać), sałatka krabowa i tradycyjna jarzynowa i rybka po grecku. Dodatkowo była kapusta z grzybami oraz barszcz z grzybowymi ravioli, a na koniec tradycyjny kisiel żurawinowy i przepyszny piernik z bakaliami. Jedzonko kończyliśmy jeszcze na następny dzień, bo wszystkiego nie dało się zjeść. 

Pogoda od tygodnia nas rozpieszcza. Znów zrobiło się ciepło, ja wróciłam do krótkich nogawek w spodniach i nawet Zenek często chodzi w samym T-shircie. Niebo przeważnie jest bezchmurne choć czasem pokazują się fantazyjne chmury, a może to ufo?

W pierwszy dzień świąt pojechaliśmy rowerami w kierunku Torrevieja, by spalić choć trochę zjedzonych kalorii. Ludzi na plaży nie było za dużo, widać inflacja dopadła też Hiszpanów, ale było dość dużo spacerujących rodzin z małymi dziećmi, no i takie widoki.
Dziś natomiast pojechaliśmy w drugą stronę w kierunku Lo Pagan
i tym razem pojechaliśmy do mariny. 
Marina jest duża i co chwilę przypływały jakieś jachty, a inne wypływały, czyli mimo zimy ruch jest spory. Czynny też był port rybacki i akurat rozładowywali złowione tuńczyki prosto na samochód.
A wracając udało mi się sfotografować flaminga - szkoda tylko, że akurat uciął sobie drzemkę i nie chciał pokazać dzioba choć czekałam dłuższą chwilkę, by się obudził.
I na koniec jeszcze jeden morski widoczek. W tym tygodniu też ma być pogodnie, więc pewnie pojedziemy na jakąś dalszą wycieczkę.


środa, 14 grudnia 2022

Krab i percebes

W sklepach różne przedświąteczne promocje, więc skusiliśmy się na próbowanie nowych smaków. Na pierwsze próbowanie poszły PERCEBES czyli po polsku pąkla gęsia szyja albo pąkla kaczenica. Tutaj w Hiszpanii i Portugalii jest to wielki przysmak porównywany z truflami. Zbierają te pąkle na skalistych wybrzeżach i te z najbardziej niedostępnych i niebezpiecznych miejsc są najdroższe. Jak się doczytałam w sieci są to najdroższe owoce morza na świecie. A wyglądają tak (przed zjedzeniem oczywiście ):

góra to jakby pazury dinozaura, potem gęsia szyjka i na końcu kawałek skały.  My kupiliśmy je w markecie już ugotowane i za 400 gramów zapłaciliśmy 7 euro  (chyba połowa to była waga skały w tym zestawie)
Jedzenie jest banalnie proste - lewą ręką chwytamy za "pazurka", prawą za "szyjkę" przy pazurku i odrywamy odsłaniając to co jest w środku i nadaje się do zjedzenia.  Nie ma tego dużo, a smak jest taki morski, oceaniczny. Coś chyba z nami jest nie tak jeśli chodzi o smaki, bo wielkiego wrażenia na nas te owoce morza nie zrobiły. No cóż, jak to Zenek mówi, mięso musi mieć 4 nogi i tyle. Ale stół do kolacji uzupełniliśmy innymi specjałami, więc nikt nie odszedł głodny.
Dzień później próbowaliśmy następnego morskiego zwierzaka. To był krab:
Antek przygotował się solidnie do konsumpcji i tylko chyba brakowało przecinaka i młotka, a też by się przydały.
Najłatwiej było wyjąć kraba z opakowania, a potem używaliśmy różnych narzędzi by dostać się do mięska ukrytego pod twardym pancerzem.
W końcu udało się połupać wszystkie odnóża, szczypce i wyciągnąć jadalne części tułowia. Było tego tyle na deserowym talerzu:
a niejadalnych resztek coś ze 3 razy więcej
Mięsko było bardzo smaczne - dla trzech osób wystarczyło na kilka tostów dla każdego.
Jak ktoś się spyta, czy jedliśmy  percebes  lub kraba to powiemy, że dwa razy: pierwszy i ostatni w tym tygodniu (hahaha). Po świętach wrócimy do owoców morza tych bardziej już oswojonych: ośmiornice, małże, krewetki i kalamary.

sobota, 10 grudnia 2022

Grudniowa pogoda

Patrzymy sobie na pogody w Polsce i trochę nam tu smutno, że śniegu nie mamy (hahaha żartuję!). Nie mamy też smogu, bo tu się w piecach centralnego ogrzewania nie pali. A pogodę mamy tu w kratkę. Jeden dzień pada, a następnego jest słońce i ciepło. Dziś mieliśmy właśnie taką odrobinę lata w środku grudnia. Pojechaliśmy na długą wycieczkę rowerową - najpierw sprawdzić co nowego w Lidlu, potem do nowo odkrytej bodegi, czyli sklepu z winami, a potem sprawdzić czy morze dalej jest na swoim miejscu.

W sklepie z winami stały beczki z zacnym trunkiem, a ceny były dość umiarkowane. Pewnie pojedziemy tam kiedyś na zakupy. A morze jest cały czas i nigdzie nie odpłynęło.  Dziś było dużo spacerowiczów, bo pogoda ładna i niektórzy nawet moczyli nogi przy brzegu.
Ja nawet znów wyciągnęłam z szafki krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawkiem, choć na rower trzeba ubierać się trochę cieplej. Jutro znów ma padać, ale to nie szkodzi, bo jutro jest dzień gastronomiczny - będziemy gotowali i potem jedli wspólny obiadek z Antkami.

piątek, 9 grudnia 2022

Przedświąteczne podróże

 Hiszpania to kraj katolicki, więc na każdym kroku można tu spotkać jakieś miejsca lokalnego kultu - przeważnie są to sanktuaria maryjne. W Polsce mówi się, że Matka Boża jest królową Polski, a tu w Hiszpanii na Matkę Bożą mówi się Nostra Señora i prawie każdy kościół jest pod Jej wezwaniem. W środę pojechaliśmy na wycieczkę do sanktuarium w Calasparze, a potem do Caravaca de la Cruz.

Obok Calaspary jest pierwsze z odwiedzonych miejsc -  to kościół zbudowany w grocie, w której pastuszek znalazł cudowny wizerunek Matki Bożej.

Miejscowi chcieli przenieść go do wioski, ale okazał się za ciężki, więc postawiono świątynię na miejscu. Dziś jest to ładnie zagospodarowany teren, z miejscem na rodzinne pikniki nad rzeką Segurą, która przepływa obok. 
Kościół można sobie wirtualnie zwiedzić TU  -   https://my.mpskin.com/es/tour/g7jbgpy599 

Bardzo ładna jest też droga krzyżowa - jak Hiszpania, to oczywiście z płytek ceramicznych:

Potem pojechaliśmy do Caravaca de la Cruz, to tylko 25 kilometrów dalej. 

Wdrapaliśmy się na górę do  Bazyliki Świętego Krzyża i tym razem mogliśmy odwiedzić kaplicę ze świętą relikwią. Kaplica jest otwierana kilka razy dziennie i trzeba trafić akurat w godzinę. Relikwiarz jest w kształcie krzyża w charakterystycznym kształcie, a w środku jest drzazga z jezusowego krzyża.

Po odwiedzeniu bazyliki i po podziwianiu widoków na okolicę poszliśmy do miasteczka na obiad.
Więcej o Caravace możecie poczytać tutaj: https://anna-i-zenek.blogspot.com/2019/02/, bo była to nasza druga wizyta w tym miejscu.

Z obiadu najbardziej mi smakowały przystawki, a szczególnie jedna - grillowane karczochy o genialnym smaku. Będę kombinować, by odtworzyć ten smak, bo jak dotąd nie udało mi się znaleźć przepisu w Internecie. A miasteczko jest już przygotowane do świąt:

piątek, 2 grudnia 2022

Idą święta

 Nam już grudzień zapukał do drzwi, a jak grudzień to szaleństwo świąteczne w sklepach. Dziś pojechaliśmy sobie do La Zenii, czyli największego w okolicy centrum handlowego. Pogoda akurat nam się zepsuła - w nocy lało, rano i choć kolorowa krówka z centrum miała parasolkę

to nam parasole nie były potrzebne, bo akurat przestało padać, więc to był dobry czas by pochodzić trochę po sklepach. Jak na razie szaleństwa w sklepach nie widać, ale asortyment ozdób bożonarodzeniowych jest imponujący.

Przy wejściu do sklepu Trzech Króli zachęcało do zakupów i byli w promocji - chyba pozostałość po czarnym piątku.
Ciekawe, kto w tym roku znajdzie figurkę króla w świątecznym ciastku? Rok temu poszczęściło się Antkowi i Zenkowi.