W sklepach różne przedświąteczne promocje, więc skusiliśmy się na próbowanie nowych smaków. Na pierwsze próbowanie poszły PERCEBES czyli po polsku pąkla gęsia szyja albo pąkla kaczenica. Tutaj w Hiszpanii i Portugalii jest to wielki przysmak porównywany z truflami. Zbierają te pąkle na skalistych wybrzeżach i te z najbardziej niedostępnych i niebezpiecznych miejsc są najdroższe. Jak się doczytałam w sieci są to najdroższe owoce morza na świecie. A wyglądają tak (przed zjedzeniem oczywiście ):
góra to jakby pazury dinozaura, potem gęsia szyjka i na końcu kawałek skały. My kupiliśmy je w markecie już ugotowane i za 400 gramów zapłaciliśmy 7 euro (chyba połowa to była waga skały w tym zestawie)Jedzenie jest banalnie proste - lewą ręką chwytamy za "pazurka", prawą za "szyjkę" przy pazurku i odrywamy odsłaniając to co jest w środku i nadaje się do zjedzenia. Nie ma tego dużo, a smak jest taki morski, oceaniczny. Coś chyba z nami jest nie tak jeśli chodzi o smaki, bo wielkiego wrażenia na nas te owoce morza nie zrobiły. No cóż, jak to Zenek mówi, mięso musi mieć 4 nogi i tyle. Ale stół do kolacji uzupełniliśmy innymi specjałami, więc nikt nie odszedł głodny.Dzień później próbowaliśmy następnego morskiego zwierzaka. To był krab:Antek przygotował się solidnie do konsumpcji i tylko chyba brakowało przecinaka i młotka, a też by się przydały.Najłatwiej było wyjąć kraba z opakowania, a potem używaliśmy różnych narzędzi by dostać się do mięska ukrytego pod twardym pancerzem.W końcu udało się połupać wszystkie odnóża, szczypce i wyciągnąć jadalne części tułowia. Było tego tyle na deserowym talerzu:a niejadalnych resztek coś ze 3 razy więcejMięsko było bardzo smaczne - dla trzech osób wystarczyło na kilka tostów dla każdego.Jak ktoś się spyta, czy jedliśmy percebes lub kraba to powiemy, że dwa razy: pierwszy i ostatni w tym tygodniu (hahaha). Po świętach wrócimy do owoców morza tych bardziej już oswojonych: ośmiornice, małże, krewetki i kalamary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz