Na początek Afryka - to zamglone pasmo na horyzoncie za morzem. Wodoloty pokonują drogę do Tangeru przez 35 minut.
A tu widać dwa akweny: po prawej Ocean Atlantycki, po lewej Morze śródziemne, a w środku droga, którą można dojechać na wyspę Las Palomas. Sama wyspa nie jest do zwiedzania, Guardia Civil ma na niej swoje obiekty.
Plaża po prawej ciągnie się aż do miejsca, gdzie mamy nasz kamping - ponad 7,5 km pięknego złocistego piasku, niestety zabrakło tu nadmorskiej promenady, więc musieliśmy jechać drogą.
Strzałka pokazuje "naszą" plażę.
A teraz zamek - zbudowany w X wieku przez kalifa Abd al-Rahmana III w celach obronno-mieszkalnych, odbity przez chrześcijan w 1292 nazwę zawdzięcza pierwszemu namiestnikowi królewskiemu Alonso Perez de Guzman el Bueno. Zamek był zarządzany przez armię aż do 1989 roku, a potem został przekazany cywilom i teraz trwają prace archeologiczno - rekonstrukcyjne.
Mogliśmy pochodzić po murach naokoło, do środka nie wpuszczają.
Jedyne pomieszczenie do którego można było zaglądnąć to dawny kościół, ale bez ołtarza, stały tylko ławki, lekktyka i "komplet mebli do kawy"
Za to widoki z murów były na całe miasteczkoPrzy wjeździe na wyspę stoi jeszcze jedna stara budowla - niestety też nie do zwiedzania - Castillo de Santa Catalina
Cała stara część miasta jest otoczona murami, a w środku są wąskie strome uliczki i pełno malutkich knajpek.
Gdy wróciliśmy na kamping nad pobliską plażą unosiło się chyba z 200 kite'ów, bo wiatr był dziś niczego sobie, ale już nie miałam siły na następne zdjęcia - zrobiliśmy dziś prawie 30 km. Myślę, że w czasie majowego weekendu zjedzie się dużo amatorów sportów wodnych, więc postaram się coś pofotografować.