wtorek, 29 października 2024

3. tydzień

 Koniec października powitał nas ulewnymi deszczami. Jeszcze w sobotę było tak:

dużo ludzi na plaży, cały dzień słońce i ciepło. 

Ale zapowiedzi meteorologiczne były konkretne - od niedzieli zmiana pogody i ulewne deszcze. I faktycznie, w niedzielne popołudnie zaczęło padać i bardzo spadła temperatura - nagle zrobiło się 15 stopni, a w nocy nawet spadło do 10 stopni.  Ale to tylko na jeden dzień. W poniedziałek znów zrobiło się 20 stopni, deszcz padał przez prawie cały dzień i całą noc, a w nocy dodatkowo silnie wiało. Dziś jest wtorek i padać już przestało, ale ciągle mamy silny wiatr. Za te zmiany pogodowe odpowiedzialna jest DANA. Jest to zjawisko meteorologiczne, które można przetłumaczyć jako "izolowana depresja na wysokim poziomie", a mówiąc normalnym językiem to zimne masy powietrza z górnych warstw atmosfery zderzają się z gorącym rozgrzanym powietrzem z powierzchni i to powoduje burze, silne wiatry i obfite opady deszczu i gradu. W tym roku obszar objęty alarmem jest dość spory

i w Internecie krążą nagrania z lokalnych powodzi i gradobić. Nasz obszar tym razem ominęły ulewne deszcze, ale w 2019 DANA w okolicach kampingu zrobiła wiele szkód. Dobrze, że znów jest ciepło, choć trochę nam dokucza wysoka wilgotność powietrza pomimo silnego wiatru. 

czwartek, 24 października 2024

2. tydzień

Powoli wdrażamy się do "zimowego" rytmu. Jak na razie mam 3 zajęcia w basenie tygodniowo - zobaczymy, co będzie dalej. Antoni, poprzedni trener sportowy, wyprowadził się bardziej na zachód, gdzieś pod Malagę i całą grupę ćwiczących Brytyjek przekazał Alison. Alison jest profesjonalistką, prowadzi zajęcia u nas na kempingu i jeszcze w jednym hotelu w okolicy i zapisywać się trzeba przez internet. Ćwiczenia w wodzie są bardziej spokojne, prawie relaksacyjne, ale wg mojego smart banda to ubytek kalorii jest bardzo podobny jak przy fikołkach Antoniego. Jeździmy również rowerami na coraz dalsze wycieczki - pogoda póki co dopisuje.

Kemping powoli się przygotowuje do Halloween - dziś zostały powieszone dekoracje, ale chyba nie ma co liczyć na tabuny dzieciaków, bo większość miejsc już zajęta. 

Straszą nas wiedźmy i duchy - te są kilka metrów od naszej parceli.

sobota, 19 października 2024

1. tydzień

Dziś sobota, pogoda w dalszym ciągu letnia, więc na plaży było dość sporo ludzi - plaża w Mil Palmeras.

Zrobiliśmy mały wypad rowerem, głównie by sprawdzić czy morze jest na swoim miejscu i co nowego w okolicy. Większych zmian nie widać, jedynie w Pilar, w okolicach cotygodniowego rynku rozpoczęto budowę nowych kompleksów mieszkalnych. Widocznie są chętni do zakupu nowych mieszkań.

Parcela jest już w 100% zagospodarowana, nawet parawan stoi i teraz to już energię będziemy tracić tylko na bieżące prace: zakupy-jedzenie-zmywanie, rower-basen-siłownia-spacery i reszta - nic nie robienie i prowadzenie życia towarzyskiego: kawusia, dobre ciacho, kieliszek wina......

piątek, 18 października 2024

Już odpoczywamy.

Dojechaliśmy na miejsce 15 w samo południe i musieliśmy trochę czekać na rozłożenie podłogi, bo okazało się, że zleceń na ten dzień było dużo, a praca chłopakom szła bardzo despacito. Ale pod wieczór mieliśmy już rozładowaną przyczepę i przygotowane miejsce do spania. Następne dwa dni były pełne pracy - postawienie przedsionka, zmontowanie szafek, przeniesienie wszystkiego z samochodu i poukładanie w przyczepie i przedsionku. Wczoraj już ugotowałam pierwszy obiad - gęstą zupę jarzynową, którą z apetytem zjedliśmy, bo już lekko mieliśmy dość restauracyjnych dań. A dziś na luzie tylko zakupy, oczywiście nasze ulubione oliwki na rynku, świeże rybki na dzisiejszy obiad i mnóstwo warzyw i owoców. Zapełniliśmy też lodówkę dobrym jedzonkiem i zaczynamy emeryckie życie.

W tym roku mamy nową parcelę. Jest blisko do restauracji, sklepu, na basen i mamy przepiękny widok na trawnik i palmy.

A to nasz dzisiejszy obiad - dorada z grilla, warzywa w maśle i oliwki nadziewane czosnkiem. Nie licząc butelki "kompotu"!

poniedziałek, 14 października 2024

Ostatni etap w drodze.

Będzie jeszcze trochę sztuki dziś, bo w muzeum Dalego była też wystawa Antoniego Pitxot'a. Jak się okazuje nieprzypadkowa, bo ten kataloński malarz był wielkim przyjacielem Salvadora Dali. Pomagał mu projektować muzeum, prowadził razem z Dalim zajęcia artystyczne, a po śmierci Dalego został dyrektorem muzeum i członkiem zarządu Fundacji Gala-Salvador Dali. Obrazy dość specyficzne przedstawiające postacie, ale zbudowane z kamieni. Kamieni miał pod dostatkiem w miejscu zamieszkania, bowiem mieszkał nad morzem w gminie Gerona, a to wybrzeże kamieniste jest. Najpierw budował kamienne postacie, a potem przenosił je na płótno.

Obrazy są dosyć charakterystyczne i wg Wikipedii jego prace są w licznych kolekcjach prywatnych i muzeach na całym świecie. 
Zenek stwierdził, że te obrazy bardziej przemawiają mu do wyobraźni niż cały ten surrealizm Dalego. No, ale nad gustami się nie dyskutuje i tego się trzymajmy. 
Jutro mamy krótki przeskok i dużo pracy - trzeba rozładować przyczepę i trochę się ogarnąć, bo koniec z hotelami i jutro już we własnym łóżeczku.

niedziela, 13 października 2024

Figueres - muzeum Salvatore Dali

Figueres jest miejscem urodzenia Salvatore Dali - było to w 1904 roku i równocześnie jego śmierci w roku 1989. Dziś zwiedzaliśmy Teatr -Muzeum jego imienia, który to sam sobie zbudował w latach 60 i 70 ubiegłego wieku i w którym jest pochowany. Budynek zawiera największą kolekcję jego dzieł i choć może nie było tych najsłynniejszych i najbardziej znanych, to i tak było co oglądać. 


Na dwóch piętrach oglądaliśmy grafiki, obrazy, instalacje.... No to popatrzcie:

Rysunków czarno-białych było chyba najwięcej i to takich surrealistycznych, choć były też kolorowe grafiki. 
Poniżej autoportret inspirowany Picassem i sam Picasso oczami Dalego.
Niektóre z obrazów są fajnie oprawione i nie całkiem abstrakcyjne
choć większość jest odjechana,
ale jak się bliżej przyjrzeć to można odkryć zamysły artysty i rozgryźć zjawiska optyczne.
Dokładnie oglądnęłam sobie jeden z obrazów - kobiece popiersie z odległości 4-5 metrów, 
a z bliska widać tylko kule (fragment przy ustach)
Oglądnęliśmy też słynną instalację z sofą Mae West, ale kolejka do punktu odpowiedniego patrzenia była zbyt długa. Wczoraj było święto Hiszpanii, a dziś niedziela, więc ilość zwiedzających była chyba ponadnormatywna, więc zdjęcie tylko z podniesionej ręki.
Dali w tym budynku chyba pomieszkiwał, bo zachowała się jego sypialnia z oryginalnymi malowidłami 
Na koniec zwiedzania trafiliśmy do skarbca, gdzie są przechowywane dzieła jubilerskie - i najpierw był projekt graficzny, a poten wykonanie - złoto, kamienie szlachetne, koral i kryształy - prawdziwe cudeńka


Byłam z siebie dumna, bo udało mi się wykupić bilety przez internet dwa dni wcześniej na określoną godzinę i nie musieliśmy stać w długiej kolejce.
Jutro jedziemy dalej - kolejny nocleg koło Walencji i choć dojechalibyśmy do kempingu bez żadnego problemu, to nie śpieszymy się. Z Walencji dojedziemy do Lo Monte dosyć wcześnie i będzie więcej dnia na rozpakowanie i ustawienie przyczepy. 

sobota, 12 października 2024

Viva Espana

Jesteśmy już w Hiszpani. 

Kolejne zwiedzanie zaplanowaliśmy w Figueres - muzeum Salwatora Dali, ale to na jutro. Dziś był dzień przejazdu, a ruch na drodze był dość intensywny. Bardzo dużo kamperów i zestawów samochód-przyczepa jechało w kierunku odwrotnym niż my. To byli pewnie ci, którzy wracali do domów przed zimą, ale bardzo dużo chętnych do zimowania jechało razem z nami w kierunku Hiszpanii. Przeważnie Niemcy i Szwajcarzy, ale też dość dużo było samochodów na belgijskich numerach. Jak na razie żadnego rodaka nie spotkaliśmy. Jutro czeka nas półtora kilometrowy spacer do muzeum, ale to dobrze - po śniadaniu zrobimy miejsce na lunch.

piątek, 11 października 2024

Orange - dzień zwiedzania.

 Do pooglądania w Orange jest rzymski teatr, katedra, łuk triumfalny i kilka uliczek i placyków w środku miasta.

No to o teatrze: powstał w I w.n.e za rządów Augusta i był używany do propagowania kultury rzymskiej wśród miejscowej ludności, a także do odciągania ich od działalności politycznej. Najbardziej charakterystyczną częścią teatru jest fasada zewnętrzna która jest długa na ponad 100 metrów i wysoka na 37 metrów.

Od środka wygląda to tak:
Do czasów współczesnych dotrwało niewiele zdobień, raptem kilka kolumn, ale według historycznych przekazów całość sceny była bogato zdobiona mozaikami i kolumnami. Jak się doczytałam w necie, taka wysoka ściana za sceną była potrzebna do odpowiedniej akustyki, no bo dawniej przecież nie mieli elektrycznego nagłośnienia. Dziś w tym teatrze są organizowane festiwale i przedstawienia teatralne. Część dla publiczności jest całkowicie współczesna, a rekonstrukcja całości zaczęła się w 1825 roku. Teatr w starożytności przestał działać w IV wieku, gdy Cesarstwo Rzymskie chyliło się ku upadkowi i  kościół katolicki zabronił wystawiać nieucywilizowane widowiska, a potem co lepsze kawałki kamienia zostały zrabowane do innych budowli.  Przed renowacją wyglądał tak:
Wdrapaliśmy się aż na szczyt widowni i również pochodziliśmy po wewnętrznych korytarzach, zaglądając do kamiennych komnat. Dziś są w nich edukacyjne wystawy opowiadające o życiu w dawnych czasach. W jednej z komnat był fast food
do złudzenia przypominający te z Pompei i nie wiadomo czy jest to historyczna rekonstrukcja, czy urządzenie współczesne - na przykład do lodów czy napojów - bo przecież koncerty są tu dość częste. Po zdobyciu korony widowni mogliśmy podziwiać panoramę miasteczka, choć krótko, bo strasznie wiało.

Następnie odwiedziliśmy pobliskie muzeum Sztuki i Historii - malutkie bardzo, z jedną salą rzymskich artefaktów
i kilkoma salami z obrazami i przedmiotami codziennego życia sprzed kilku wieków.
Potem trafiliśmy na obiad - dziś bez żadnych szaleństw - był makaron we włoskiej knajpce i poszliśmy oglądnąć katedrę z 1208 roku
i na koniec kolejną starożytność - Łuk Tyberiusza, który wyznaczał jedną z dróg wejścia do miasta. I tu ciekawostka - Orange po rzymsku nazywało się Arausio.
Jutro już będziemy w Hiszpanii.