wtorek, 9 czerwca 2015

Dziś jest 101 dzień naszych nieustających wakacji i jesteśmy już na ostatnim oceanicznym kampingu.
Ale mam jeszcze zdjęcia z poprzedniego. W niedzielę było słonecznie, więc wybraliśmy się rowerami do miasteczka Saint Jean de luz.
Miasteczko z piękną plażą, taki "Sopocik" z ładnymi domami i mnóstwem restauracyjek. Był nawet Grand Hotel z czerwonym dywanem!
Plaża i widok na zatokę z okolicznej górki
Miasteczko
Kościół - zdjęcie z zewnątrz jest moje, ze środka wyszukane w sieci, bo akurat była msza i nie chciałam pstrykać aparatem. W czasie mszy był praktycznie pusty, może ze 20 osób siedziało w bocznych ławkach przy ołtarzu, ale miasteczko było przygotowane do procesji - ustrojone kwiatami i ze specjalną drogą ułożoną z białych ręczników.
Kościół był miejscem zaślubin Ludwika XIV z Marią Teresą Infantką Hiszpańską 1660 roku. 
A potem przy porcie rybackim na placu natrafiliśmy na baskijskie tańce ludowe.
Tańczyły nie tylko dzieci, choć tych było najwięcej
Doczytałam się w internecie, że w czasie wojny, w 1940 roku z Saint-Jean-de Luz prowadzona była ewakuacja polskich wojsk walczących we Francji. Dwa statki pasażerskie: Batory i Sobieski stanęły na kotwicy w tutejszej zatoce i rybacy dowozili swoimi kutrami ewakuujących się żołnierzy.
Tu port rybacki dziś i jeszcze widok na zatokę.
A na koniec dnia mogliśmy podziwiać zachód słońca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz