Wystartowaliśmy z kempingu (punkt na dole zdjęcia) i dojechaliśmy tam gdzie strzałka. Trasa była bardzo bezpieczna, bo praktycznie cały czas jechaliśmy po ścieżkach rowerowych. Co kilometr są postawione deski informacyjne, to fajnie się jechało.
Na końcu jest obszar nazwany Veneziola, bo jest tam kilka wysepek i kanałów. Ale z prawdziwą Wenecją nie ma dużo wspólnego. Na zdjęciu z sieci widać go bardzo ładnie.
A w kółeczku zaznaczyłam most Puente de la Risa wybudowany niedawno i wzorowany na mostkach weneckich.
A to widoki z mostu na prawo i na lewo
Końcówka mierzei jest na pewno bardzo wietrzna, więc co kawałek widać pozostałości po młynach - dziś zaniedbane, bo już nikomu niepotrzebne
Przejeżdżaliśmy jeszcze przez most zwodzony. Akurat dwa jachty chciały przepłynąć pod nim, więc załapaliśmy się na moment podnoszenia.
a tu jachcik wpływa do Mar Menor
Za mostem na prawo była wielka marina, ale już nie chciało nam się jechać.
Reszta relacji będzie jutro, bo Zenek mnie goni do robienia kolacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz