piątek, 30 listopada 2018

Wczoraj pojeździliśmy rowerami po okolicy - odwiedziliśmy wysepki i przylądki, które rozrzucone są przy brzegu w Puerto de Mazarron. Przy jednej z wysepek jest tablica informująca o prowadzonych tu wykopaliskach. Okazuje się, że tereny były zamieszkane już w prehistorii a w VII wieku przed naszą erą zamieszkiwali tu Fenicjanie. Mieli tu punkty handlu morskiego oraz prowadzili działalność wydobywczą - srebra głównie - i metalurgiczną.
Odwiedziliśmy również obie mariny
A dziś nie było żadnych wycieczek, bo postanowiliśmy przenieść się na bardziej słoneczną parcelę. I od rana najpierw było demontowanie obozu, a potem montowanie wszystkiego z powrotem. Coraz lepiej nam idzie rozkładanie przedsionka - jeszcze ze trzy razy i będziemy mistrzami!!!

środa, 28 listopada 2018

Bateria de Castillion

Dla tych co pamiętają film "Działa z Nawarony" mam opowieść o "Działach z Mazarron". Wybraliśmy się dziś na wycieczkę na Cabo Tinoso, a tam na końcu cypla stoi zamek jak z filmów Disneya i dwie wielkie armaty i nazywa się to Bateria de Castillitos.
Ciekawa jest historia tego miejsca, choć to historia prawie współczesna. Miejsce zostało zbudowane w latach 30 ubiegłego wieku, tuż przed rozpoczęciem hiszpańskiej wojny domowej, i było częścią planu umocnień obronnych Kartageny, która ważnym portem morskim jest do dziś. Działa są potężne: kaliber 381 mm, długość lufy 18 m, pocisk do niego ważył prawie tonę i mógł być wystrzelony na odległość 35 km. (Zenek jako element porównawczy - zmieścił by się do lufy)
I wystrzeliła ta armata raz, w kwietniu 1937 roku, w kierunku floty nacjonalistów Franco, bo Kartagena była w rękach republikanów. Raz wystarczyło, by odstraszyć innych śmiałków i nigdy więcej nie tych dział nie użyto. Bateria zachowała swą wartość militarną aż do roku 1994, po pewnych unowocześnieniach oczywiście, ale potem rząd Hiszpanii postanowił zmodernizować i zracjonalizować całe siły zbrojne i obiekt został porzucony na pastwę turystów (między innymi). Dziś stoją tylko mury i armaty oczywiście.
W środku widać jeszcze resztki suwnic do podnoszenia ciężkich pocisków, a na ziemi widoczne są tory do wózków transportowych.
Brak jest jakiejkolwiek informacji czy choćby wszędobylskiego kiosku z pamiątkami. A turystów trochę było, pomimo nietypowego czasu na zwiedzanie. Oprócz 4 kamperów i kilku osobówek był nawet samochód z polską rejestracją.
Droga prowadząca do fortu jest bardzo malownicza i dość dobrze utrzymana, tak że  dojechać można było bez problemu. (można sobie "pojechać" w google maps)
Ciekawa jestem jak wyglądał transport tych dział na górę po tej krętej i czasami  stromej drodze - 17 metrów lufy to dość dużo.
Na koniec relacji oczywiście widoki, które zapierają dech w piersiach. No to popatrzcie - widok na zatokę kartageńską
- widok na Puerto de Mazarron
I jeszcze mapka sytuacyjna całego przylądka - oraz zdjęcia dwóch innych baterii: Jorel i Atalayon, które odgadnęliśmy sobie z daleka.

wtorek, 27 listopada 2018

Jeśli zastanawialiście się jak zrobić pyszny sok pomarańczowy, to przepis jest taki: potrzebny jest 1 mąż, 1 maszynka do wyciskania soku, 6 dorodnych pomarańczy i gotowe - ponad pół litra!
Dziś odkurzyliśmy kijki do nordic walking i ruszyliśmy na dalszy spacerek. Było też trochę pod górkę, to i zdjęcia są bardziej panoramiczne - a na jednej z górek wypatrzyłam kamiennego trolla - to prawie jak w Norwegii. W zasadzie nie ma się co dziwić, na kempingu jest dość sporo Skandynawów.
I jeszcze okoliczne domy - z górnej perspektywy.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Zażywamy coraz więcej ruchu. Dziś był długi spacer, a potem jeszcze rower. Ale przy takiej pogodzie żal siedzieć na kempingu.
Pojechaliśmy do Puerto de Mazarron, a tam niespodzianka - znaleźli się amatorzy późnojesiennych kąpieli w morzu. Wiało dziś do południa dość mocno to i surferzy postanowili wykorzystać fale - jak widać z mizernymi rezultatami. Stałam dość długo próbując zrobić zdjęcie jakiegoś przyzwoitego slizgu, ale bez powodzenia.
A na koniec jeszcze jeden widoczek.



niedziela, 25 listopada 2018

Weekend upłynął nam prawie muzycznie. W sobotę wieczorem na kempingu był koncert. Grała orkiestra instrumentów dętych i były też śpiewy. Pan nawet po angielsku ładnie odśpiewał New York, New York ku uciesze angielskojęzycznych kempingowców.
A w niedzielę po południu poszliśmy na koncert dinozaurów pop music w knajpce obok kempingu. Były śpiewy i tańce też.
Do południa zrobiliśmy sobie długi spacerek po okolicy. Obok kempingu jest duże i szerokie miejsce na rzekę. Ostatnio nie było tu prawie wcale wody, a tym razem po niedawnych obfitych opadach jest tej wody całkiem sporo.
W Hiszpanii jest kilka określeń na rzeki, rzeczki czy strumyczki. I tak: rzeka - to rio, rzeczka, strumyk - to arroyo, ale jest też barranco - co oznacza wąwóz, kanion i nie zawsze jest wypełnione wodą oraz rambla - co oznacza wyschnięte koryto rzeki - a tu jak widać nie całkiem wyschnięte. To co widzicie na zdjęciu to barranco.

sobota, 24 listopada 2018

Mieliśmy dziś cieplutki dzień. W nocy trochę wiało, ale od lądu i pewnie wywiało wszystkie chmury, bo cały dzień mieliśmy słoneczko.
Strzałka pokazuje opalającą się kempingowiczkę, a temperatura po południu była taka
Rano pojechaliśmy do Puerto de Mazarron na większe zakupy i w jednym ze sklepów nawet znaleźliśmy polską kiełbasę (salchicha polaca) i marynowane śledzie - czyli jest internacjonalnie!
Ale na święta to pewnie kupimy sobie miejscowe rybki i przepyszną szynkę jamon.

czwartek, 22 listopada 2018

Powoli odtajamy po podróży - nie żebyśmy byli zmrożeni, ale jednak prawie codzienne jazdy dają w kość. Wiatry uspokoiły się i dziś morze jest bez fal, z małym tylko przybojem. Po śniadaniu poszliśmy na spacer brzegiem, by nawdychać się świeżego powietrza - to jeden z plusów bycia tutaj - kompletny brak smogu.
Słońce od rana przebijało się przez chmury, a teraz sobie świeci od czasu do czasu. Zenek mówi, że od soboty będziemy chodzić na plażę opalać się.
A to zdjęcie jednego z okolicznych domów - jak widać kwiaty dookoła niego wcale nie są jesienne.
Zrobiliśmy dziś rajd po kempingu w poszukiwaniu jakiejś bratniej, polskiej duszy, ale niestety ze Słowian to jest tylko jeden Rosjanin, a reszta to Niemcy, Szwedzi i Francuzi. Czasem można natrafić też na Belga albo Holendra, a nasi sąsiedzi to Guten Morgen i Bonjour!

wtorek, 20 listopada 2018

Bolnuevo

Hurra!!! Dojechaliśmy!
Dziś przyjechaliśmy do Bolnuevo pokonując 2750 km i rozbiliśmy obóz zimowy. Trochę wiało, ale udało się.
Pogoda poprawiła się i większą część dnia świeciło słońce. Temperatury są na krótki rękawek - i tego nam możecie pozazdrościć. Morze dziś od wiatru wzburzone i dobrze, bo możemy nawdychać się jodu.

niedziela, 18 listopada 2018

Jesteśmy coraz bliżej pierwszego miejsca pobytowego. Zamówiliśmy kemping w Bolnuevo od 20 listopada i musimy jeszcze poczekać dwa dni na zwolnienie naszej parceli. Wczoraj ruszyliśmy z Peniscoli dalej, bo prognozy zapowiadały dzień bez opadów. No i było w tak zwaną kratkę.
Rano wchód słońca był taki
i niestety padało - choć pewnie to piękne drzewko oliwne nie narzekało.
Potem deszcz ustał, ale słońca za dużo nie mieliśmy.
Po drodze mijaliśmy zamek z fantazją zbudowany na litej skale w miejscowości Sax. Twierdza zbudowana przez Arabów a potem przejęta przez Królestwo Aragońskie. Kiedyś trzeba będzie ją zwiedzić, ale nie tym razem.
A na zachmurzonym niebie udało mi się wypatrzeć siedzącego kociaka.
Dziś mamy trochę słońca, jest w miarę ciepło (można chodzić w krótkim rękawku) i nie pada. Prognozy mówią, że od wtorku ma być więcej słońca, to będzie można się poopalać.
Do wtorku rana jesteśmy na kempingu Marjal Resort Costa Blanka - straszny kombinat, w lecie pewnie bardzo głośny, a i wczoraj mieliśmy próbkę wesołego grillowania przez tubylców do pierwszej w nocy. No cóż, weekend. Mam nadzieję, że jutro idą do pracy i dziś pojadą sobie do domów.

czwartek, 15 listopada 2018

Zawsze mówiłam, że podróże kształcą, więc dziś będzie trochę historii w pigułce  o zamku w Peniscoli.
Pierwsze ślady osady w tym miejscu są datowane na II wiek przed naszą erą, ale dopiero Arabowie postawili na cyplu zamek obronny. Zamek został przejęty w XIII wieku przez Jakuba Aragońskiego i przekazany Templariuszom. Ci przebudowali go na swoją modłę i planowali założyć swoje własne królestwo ze stolicą w Peniscoli po tym jak stracili Królestwo Jerozolimskie.  Ale były to już schyłkowe lata istnienia Templariuszy - Filip IV Piękny, król francuski, był winien Templariuszom całkiem spore pieniądze, więc postanowił uwolnić się od długów oskarżając zakon o herezję, świętokradztwo, czary, rozpustę i spiskowanie z Saracenami i po kilku latach procesu uzyskał wyrok skazujący. Sobór w Vienne rozwiązał zakon i skonfiskowano ich dobra. Twierdza w Peniscoli przeszła w ręce króla Aragonii Jakuba II.
No to kilka zdjęć, na pierwszym Zenek na zewnętrznych tarasach
Mury są bardzo grube - około 2 metrów a okien prawie wcale nie widać. Pochodziliśmy trochę po wewnętrznych pomieszczeniach, które są ponure i ciemne i dziś trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek życie w tym zamku.
Twierdza miała w swojej historii słynnego mieszkańca - był to anty-papież Benedykt XIII zwany inaczej Papież Luna. Ma swój spiżowy pomnik przed wejściem do zamku
W 1411 roku uczynił on z zamku siedzibę swojego pontyfikatu i tu zmarł w 1423. Została po nim dość pokaźna biblioteka ksiąg wszelakich, bo był to ponoć całkiem światły człek.
To pokoik gdzie pracował, a księgi dziś to niestety atrapy, co by nie kusiły zwiedzających.
Całość półwyspu z lotu ptaka wygląda tak (zdjęcie podebrane z sieci)
Widać i ogrody zbudowane przez papieża 
jak i miasteczko, które powstało wokół twierdzy.
Pochodziliśmy trochę po miasteczku, które od góry jest biało-pomarańczowe, a od dołu biało-niebieskie w dużą ilością zieleni w doniczkach.
Zwróciliśmy też uwagę na balkony od spodu wyłożone glazurą - każdy z innym wzorkiem.