Pogodę mamy tu zmienną. W środę było trochę zachmurzone, w czwartek ładne słońce, ale chłodny wiatr, wczoraj bez wiatru, ale znów chmury, a dziś słońce cały dzień, a wiaterek bardzo przyjemny. Najfajniejsze są temperatury, bo nawet jak nie ma słońca, to jest ciepło. Dziś pojechaliśmy sobie jeszcze raz do Albufeirii. Kemping jest jakieś 2 km od głównego traktu turystycznego ze straganami, a potem w miasteczku jest albo pod górkę, albo z górki. Kilka zdjęć:
Plaże ciągną się na kilka kilometrów i fajnie wyglądają z góry
A to my na platformie widokowej
I jeszcze rzut oka na port rybacki
i na fajną dekorację na jednym z rond
sobota, 30 kwietnia 2016
środa, 27 kwietnia 2016
Następne miasteczko, w którym zatrzymaliśmy się to Albufeira. Kiedyś była to mała rybacka mieścina, a dziś to prawdziwy kurort i nawet o tej porze jest dość dużo turystów. Miasto jest położone na wzgórzach i skałach i wszystkie domy są białe
ma mnóstwo restauracji i straganów z "pamiątkami", czyli: turysto, trzymaj się za portfel i nie daj się naciągnąć.
A przed lokalami gastronomicznymi stoją werbownicy i zachęcają jak mogą przechodzących turystów, by coś zjedli...
A zjeść można wszystko - od owoców morza do amerykańskich steków - pewnie z portugalskiej krowy....(kilka stało w różnych miejscach przed sklepami z portugalskimi gadżetami, ale niestety nie były na sprzedaż!)
Ma też bardzo ładne, piaszczyste plaże
ma mnóstwo restauracji i straganów z "pamiątkami", czyli: turysto, trzymaj się za portfel i nie daj się naciągnąć.
A przed lokalami gastronomicznymi stoją werbownicy i zachęcają jak mogą przechodzących turystów, by coś zjedli...
A zjeść można wszystko - od owoców morza do amerykańskich steków - pewnie z portugalskiej krowy....(kilka stało w różnych miejscach przed sklepami z portugalskimi gadżetami, ale niestety nie były na sprzedaż!)
Ma też bardzo ładne, piaszczyste plaże
niedziela, 24 kwietnia 2016
Pogoda dziś jest jak marzenie - słoneczko świeci, niebo bezchmurne, 24 stopnie w cieniu i patrząc na pogodę w kraju, cieszymy się, że u nas ładnie i ciepło. Mam nadzieję, że Was wkurzyłam!
Zrobiliśmy sobie dziś wycieczkę po Parku Natury Rio Formosa. Co prawda reklamowanej na materiałach informacyjnych zwierzyny dużo nie widzieliśmy, ale i tak dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy.
Znów był odpływ i mogliśmy obserwować zbieraczy muszli.
Okazuje się, że każdy z nich pracuje na wyznaczonej działce. W obszarze Rio Formosa jest 1600 farm muszlowych, położonych na 470 ha gruntów i dających ok. 7 tysięcy ton muszli rocznie. Jeden z panów pokazał swoje wiaderko, więc jest zdjęcie dziennego urobku.
Potem oglądaliśmy młyn wodny,
wykorzystujący przypływy i odpływy do wprawienia w ruch koła młyńskiego. Cała konstrukcja wygląda tak:
Na terenie parku jest też miejsce archeologiczne - datowana na I wiek a.d. wytwórnia garum (to te doły, niestety wytynkowane przez jakiegoś buca, który nie wiedział co tynkuje!)
Jak sobie poczytałam w necie co to takiego, to na pewno nie chciałabym pracować w takiej fabryczce. Garum to sos rybny, który w starożytnym Rzymie uważany był za wielki przysmak i służył do doprawiania wielu ówczesnych potraw. Produkowano go również na wielką skalę na wybrzeżu Hiszpanii.
Produkcja wygląda tak:
do kamiennych niecek wkładało się wnętrzności i krew makreli, szprotek, sardynek i tuńczyka , dodawano różne zioła (mięta, koper, seler, majeranek, tymianek, lubczyk, szałwia), sól i wystawiano na działanie promieni słonecznych. Masa sobie radośnie fermentowała i kisiła się kilka dni i trzeba ją było codziennie mieszać. Potem była cedzona i przelewana do dzbanów, które drogą morską trafiały do odbiorców.
Okazuję się, że garum dziś nazywa się colatura di alici i jest produkowana w okolicach Neapolu. Chyba nie mam ochoty nawet na spróbowanie tego specjału.
Obserwowaliśmy również kraby - są aktywne od kwietnia do września, a resztę roku przesypiają zahibernowane w swoich norkach. Ten z dużymi szczypcami to zdecydowanie facet broniący swego terytorium i swoich samic przed innymi.
A potem pojechaliśmy do miasta coś przekąsić i padło na grillowane rybki. Zenek był zdegustowany, bo większość jego rybek to były sardynki, ale pani w restauracji okazała się bardzo miła i widząc jego rozczarowaną minę po chwili doniosła inną rybkę, którą zjadł, w dalszym ciągu bez wielkiego entuzjazmu. Za to ja się objadłam swoją porcją i jeszcze dojadłam Zenkowe.
Na koniec trochę miejsko- cygańskiego folkloru. "Dorożki" są nie tylko w Sevilli!!
sobota, 23 kwietnia 2016
Jesteśmy już w Portugalii. Pierwszy postój w Olhão, niedużej mieścinie na wybrzeżu. W zasadzie miasteczko nie leży nad samym oceanem, ale nad Rio Formosa, co jest chyba "morską" rzeką. Tradycyjnie pojechaliśmy rowerkami na zwiedzanie okolic.
Miasteczko jest brzydkie, choć ma ładną promenadę i można pooglądać zacumowane łódeczki.
Przy promenadzie są postawione ładne ławeczki, oczywiście zbudowane z kafelków
My pojechaliśmy wąskimi dróżkami pomiędzy wodnymi stawami
a ponieważ był odpływ, to miejscowi zbierali faunę na błotowisku.
Była też wielka góra soli morskiej przy salinach. Okazuje się, że sól z wody morskiej wydobywano już w neolicie, a w wielu krajach jest odparowywana do dziś.
Wypatrzyłam też całe kolonie krabów - nie wiem czy są jadalne, bo nikt ich nie zbierał, ale były bardzo płochliwe więc zaraz chowały się w norkach.
A potem odwiedziliśmy targ rybny - tylu gatunków ryb dawno nie widziałam. Z zewnątrz targ wygląda podobnie jak stara octownia w Lesznie, a tu po jednej stronie są ryby, a po drugiej owoce, warzywa i mięsa. Naliczyłam chyba ze czterdzieści gatunków ryb, nie licząc skorupiaków i głowonogów. Oprócz tych najbardziej popularnych były też takie dziwne. Mi się najbardziej podobała spodnia część rai - wygląda jak twarzyczka dziecka, tyle, że bez wystającego nosa.
Miasteczko jest brzydkie, choć ma ładną promenadę i można pooglądać zacumowane łódeczki.
Przy promenadzie są postawione ładne ławeczki, oczywiście zbudowane z kafelków
My pojechaliśmy wąskimi dróżkami pomiędzy wodnymi stawami
a ponieważ był odpływ, to miejscowi zbierali faunę na błotowisku.
Była też wielka góra soli morskiej przy salinach. Okazuje się, że sól z wody morskiej wydobywano już w neolicie, a w wielu krajach jest odparowywana do dziś.
Wypatrzyłam też całe kolonie krabów - nie wiem czy są jadalne, bo nikt ich nie zbierał, ale były bardzo płochliwe więc zaraz chowały się w norkach.
środa, 20 kwietnia 2016
Dziś będzie o sewilskiej katedrze - La Catedral de Santa Maria de la Sede de Sevilla, trzeciej pod względem wielości w świecie - tu widok od strony Alcazaby.
Budowę gotyckiej katedry rozpoczęto w 1401 roku na gruzach meczetu i miała być symbolem triumfu wiary chrześcijańskiej nad islamem. Konsekrowana była 100 lat później, ale następne trzy wieki zajęło doprowadzenie wyglądu do obecnego stanu.
Taki jest plan katedry, a te kropki to wielkie kolumny podtrzymujące sklepienie.
To różne wejścia w stylu gotyckim
ale jedno z wejść jest typowo arabskie - Puerta de Perdon,
zbudowane w 1184 w epoce almohadzkiej i prowadzące do dziedzińca z pomarańczami Patio de los Naranjos - też pozostałość meczetu.
Mur po prawej jest ozdobiony charakterystycznymi arabskimi łukami, a dziedziniec jest ceglany z fontannami i kanalikami wodnymi.
Po wejściu do środka było wielkie WOW - ogromne kolumny podtrzymujące sklepienie gdzieś hen daleko w górze. I takie było założenie przy budowie katedry - człowiek miał się czuć jak mrówka wobec potęgi Boga i religii.
Przy ładnej pogodzie wnętrze jest rozświetlone przez mnóstwo witraży
Największą atrakcją jest olbrzymi ołtarz cały pokryty złotem - razem jest to ok 2,4 tony złota i nic dziwnego, że jest za kratą z kutego żelaza, by wierni dawniej, a turyści teraz nie odłupywali sobie po kawałku na pamiątkę. Ołtarz ma wysokość 28 metrów i składa się z 45 scen biblijnych a centralną postacią jest figura Matki Boskiej, patronki świątyni.
Naprzeciw ołtarza znajduje się znajduje się drewniany chór wykonany z kubańskiego mahoniu z rzeźbionymi siedziskami dla dostojników kościelnych. Widać też wielkie organy po obu stronach
I następna atrakcja katedry - grób Krzysztofa Kolumba - zdjęcie ściągnęłam z sieci, bo moje się nie udało (nie można niestety używać lampy).Grób jest nietypowy, bo zawieszony na ramionach czterech postaci symbolizujących królów Kastylii, Aragonii, Leónu i Nawarry.
W świątyni zbudowano 39 kaplic - to dwie z nich
i zdjęcia kilku skarbów zgromadzonych w katedrze
Na koniec wdrapałam się na Giraldę - wieżę, która jest symbolem Sewilli. Początkowo by to minaret wysoki na 84 metry, z ciekawa konstrukcją, bo pozbawiony schodów. Aby dostać się na górę trzeba było pokonać rampy (teraz jest ich 34), tak, że muezin mógł wjechać na górę konno, by wzywać wiernych na modlitwę.
W XIV wieku trzęsienie ziemi zniszczyło górną część minaretu, a w czasie budowy katedry przekształcono ją w dzwonnicę. Teraz ma 104 metry wysokości i można dotrzeć do tarasu z dzwonami, których jest 24 i są automatycznie sterowane.
Widoki z góry są wspaniałe - całe miasto na cztery strony świata jak na dłoni, a także doskonale widać koronkowe dachy samej katedry.
Wypatrzyłam też stadion do korridy i oazy relaksu na dachach domów - prawda, że fajne!!!
Giraldę wieńczy rzeźba zwana Giraldillo, a wygląda tak:
znaki szczególne: waga całości ok 1 tony, średnica kuli u podstawy 1,5 metra, wysokość 4 metry (7 z podstawą), waga figury kobiecej 128 kilo, maszt 2 metry, waga sztandaru 200 kilo i co najważniejsze całość obraca się na wietrze. A zdjęcie zrobiłam przed jednym z wejść i jest to wierna kopia tego co na górze.
Budowę gotyckiej katedry rozpoczęto w 1401 roku na gruzach meczetu i miała być symbolem triumfu wiary chrześcijańskiej nad islamem. Konsekrowana była 100 lat później, ale następne trzy wieki zajęło doprowadzenie wyglądu do obecnego stanu.
Taki jest plan katedry, a te kropki to wielkie kolumny podtrzymujące sklepienie.
To różne wejścia w stylu gotyckim
ale jedno z wejść jest typowo arabskie - Puerta de Perdon,
zbudowane w 1184 w epoce almohadzkiej i prowadzące do dziedzińca z pomarańczami Patio de los Naranjos - też pozostałość meczetu.
Mur po prawej jest ozdobiony charakterystycznymi arabskimi łukami, a dziedziniec jest ceglany z fontannami i kanalikami wodnymi.
Po wejściu do środka było wielkie WOW - ogromne kolumny podtrzymujące sklepienie gdzieś hen daleko w górze. I takie było założenie przy budowie katedry - człowiek miał się czuć jak mrówka wobec potęgi Boga i religii.
Przy ładnej pogodzie wnętrze jest rozświetlone przez mnóstwo witraży
Największą atrakcją jest olbrzymi ołtarz cały pokryty złotem - razem jest to ok 2,4 tony złota i nic dziwnego, że jest za kratą z kutego żelaza, by wierni dawniej, a turyści teraz nie odłupywali sobie po kawałku na pamiątkę. Ołtarz ma wysokość 28 metrów i składa się z 45 scen biblijnych a centralną postacią jest figura Matki Boskiej, patronki świątyni.
Naprzeciw ołtarza znajduje się znajduje się drewniany chór wykonany z kubańskiego mahoniu z rzeźbionymi siedziskami dla dostojników kościelnych. Widać też wielkie organy po obu stronach
I następna atrakcja katedry - grób Krzysztofa Kolumba - zdjęcie ściągnęłam z sieci, bo moje się nie udało (nie można niestety używać lampy).Grób jest nietypowy, bo zawieszony na ramionach czterech postaci symbolizujących królów Kastylii, Aragonii, Leónu i Nawarry.
W świątyni zbudowano 39 kaplic - to dwie z nich
i zdjęcia kilku skarbów zgromadzonych w katedrze
Na koniec wdrapałam się na Giraldę - wieżę, która jest symbolem Sewilli. Początkowo by to minaret wysoki na 84 metry, z ciekawa konstrukcją, bo pozbawiony schodów. Aby dostać się na górę trzeba było pokonać rampy (teraz jest ich 34), tak, że muezin mógł wjechać na górę konno, by wzywać wiernych na modlitwę.
W XIV wieku trzęsienie ziemi zniszczyło górną część minaretu, a w czasie budowy katedry przekształcono ją w dzwonnicę. Teraz ma 104 metry wysokości i można dotrzeć do tarasu z dzwonami, których jest 24 i są automatycznie sterowane.
Widoki z góry są wspaniałe - całe miasto na cztery strony świata jak na dłoni, a także doskonale widać koronkowe dachy samej katedry.
Wypatrzyłam też stadion do korridy i oazy relaksu na dachach domów - prawda, że fajne!!!
Giraldę wieńczy rzeźba zwana Giraldillo, a wygląda tak:
znaki szczególne: waga całości ok 1 tony, średnica kuli u podstawy 1,5 metra, wysokość 4 metry (7 z podstawą), waga figury kobiecej 128 kilo, maszt 2 metry, waga sztandaru 200 kilo i co najważniejsze całość obraca się na wietrze. A zdjęcie zrobiłam przed jednym z wejść i jest to wierna kopia tego co na górze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)