Jesteśmy już w Portugalii. Pierwszy postój w Olhão, niedużej mieścinie na wybrzeżu. W zasadzie miasteczko nie leży nad samym oceanem, ale nad Rio Formosa, co jest chyba "morską" rzeką. Tradycyjnie pojechaliśmy rowerkami na zwiedzanie okolic.
Miasteczko jest brzydkie, choć ma ładną promenadę i można pooglądać zacumowane łódeczki.
Przy promenadzie są postawione ładne ławeczki, oczywiście zbudowane z kafelków
My pojechaliśmy wąskimi dróżkami pomiędzy wodnymi stawami
a ponieważ był odpływ, to miejscowi zbierali faunę na błotowisku.
Była też wielka góra soli morskiej przy salinach. Okazuje się, że sól z wody morskiej wydobywano już w neolicie, a w wielu krajach jest odparowywana do dziś.
Wypatrzyłam też całe kolonie krabów - nie wiem czy są jadalne, bo nikt ich nie zbierał, ale były bardzo płochliwe więc zaraz chowały się w norkach.
A potem odwiedziliśmy targ rybny - tylu gatunków ryb dawno nie widziałam. Z zewnątrz targ wygląda podobnie jak stara octownia w Lesznie, a tu po jednej stronie są ryby, a po drugiej owoce, warzywa i mięsa. Naliczyłam chyba ze czterdzieści gatunków ryb, nie licząc skorupiaków i głowonogów. Oprócz tych najbardziej popularnych były też takie dziwne. Mi się najbardziej podobała spodnia część rai - wygląda jak twarzyczka dziecka, tyle, że bez wystającego nosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz