Wczoraj mieliśmy dzień aprowizacyjny i przytargaliśmy potrzebne (i te mniej potrzebne też) świąteczne wiktuały, a dziś poszliśmy na króciutki spacerek oglądnąć Torre de los Caballos. Wieża jest malutkim muzeum, w którym można poczytać o średniowiecznej historii tych terenów.
I tak - wieża była jedną z pięciu postawionych w okolicy Mazarron w celu obrony wybrzeża przed piratami. Tak wygląda dziś, a ten biały kościółek został dobudowany współcześnie i o nim będzie później.
Wieża Konna (caballo=koń) w chwili budowy była większa i na parterze miała też pomieszczenia mieszkalne.
Zbudowano ją w połowie XVI wieku, by pomagała chronić wybrzeże przed berberyjskimi piratami. Piraci przypływali z północnej Afryki i rabowali wszystko - płody rolne, urobek pobliskich kopalni oraz porywali ludzi na okup lub w celu sprzedaży jako niewolników. Piraci i ich statki wyglądały tak

I tu pojawia się opowieść o cudzie, który pozwolił ocalić miasto przed piratami. 17 listopada 1585 roku siedem pirackich galeonów przypłynęło do zatoki. Zamierzali złupić Mazarron, ale mieszkańcy ostrzeżeni przez strażników schronili się w głębi lądu. Gdy piraci plądrowali miasto w pewnym momencie ujrzeli piękną panienkę i bardzo się jej przestraszyli i uciekli. Była to miejscowa Matka Boska, którą czcili mieszkańcy miasta. Gdy mieszkańcy wrócili po ucieczce piratów zauważyli, że figura Matki Boskiej ma całkiem mokre i zapiaszczone szaty, a lampka oliwna płonęła jasnym ogniem mimo, że nie miała w sobie grama oliwy. Okrzyknięto to cudem i do dziś w listopadzie obchodzi się kolejną rocznicę tego cudu. Szkoda, że nie trafiłam na tę historię w necie, bo mogliśmy przyjechać kilka dni wcześniej i wziąć udział w tej fieście.
Kościółek, zbudowany w 1946 roku w środku wygląda tak:
(zwróćcie uwagę na wiatraki na ścianach - zamiast klimatyzacji)
Wdrapaliśmy się na wieżę, by zrobić kilka zdjęć okolicy, a tam powitał nas akurat bijący dzwon,
ale zdjęcia też zrobiłam - na drugim widać kemping pełen samochodów i przyczep.