sobota, 30 marca 2024

Isla Cristina - sobota

Znów mieliśmy deszcze z piątku na sobotę w nocy, oraz rano w sobotę do południa. I nagle się rozpogodziło i zaświeciło słońce. Nagle zaroiło się od spragnionych słońca ludzi i wszyscy wystawiali krzesła, by pogrzać się w słońcu. A my pojechaliśmy do miasta po ostatnie zakupy i potem jeszcze pojeździć trochę po miasteczku. Od naszego ostatniego tu pobytu przybyło ścieżek rowerowych i choć Hiszpanie są na ulicach bardzo uprzejmi dla rowerzystów, to jednak ścieżki rowerowe są bezpieczniejsze.

W całym miasteczku jest dużo ławeczek zbudowanych z ceramicznych kafli, to można i przysiąść i zdjęcie sobie zrobić.
Potem wróciliśmy na kemping na obiad, a ponieważ niebo w dalszym ciągu było bezchmurne to o siedemnastej wróciliśmy do miasta na sobotnią procesję wielkanocną. 




Największe wrażenie zawsze robi przemarsz platformy z figurą - powolutku, w rytm podawanych komend, bo tam w środku to jest chyba z 35 osób, które muszą zgrać swoje ruchy. Takie platformy to mogą ważyć nawet ze dwie tony, więc każdy ruch musi być dokładny. W tym roku udało nam się oglądnąć tylko jedną procesję, w pozostałe dni albo lało albo procesje były w nocy, gdy już smacznie spaliśmy. 
 A jutro Wielkanoc, to tradycyjnie zjemy obfite śniadanie, a potem dobry obiad.

piątek, 29 marca 2024

Isla Cristina - Wielki Piątek

Przed chwilką właśnie skończyła się dziś pierwsza popołudniowa nawałnica deszczu, pewnie na chwilę zaświeci słońce i potem znów deszcz. Wczoraj przez cały dzień mieliśmy taki przekładaniec: 15 minut słońca, potem deszcz, za chwilę trochę słońca i znów prysznic. Jak widzimy w tv, to cała ładna pogoda poszła do Polski, a u  nas niestety pada. Lało też przez całą noc, ale dziś od rana do siedemnastej mieliśmy dużo słońca, tylko było dość chłodno, bo razem z deszczem przyszło ochłodzenie. Po śniadaniu ubraliśmy się w ciepłe kurtki i pojechaliśmy na wycieczkę po okolicy. Była wizyta na plaży

przejazd przez promenady, choć dziś lekko utrudniony, bo było dużo spacerujących.
Pojeździliśmy też trochę po miasteczku - sklepy generalnie były zamknięte, choć natrafiliśmy na otwartego Lidla. Otwarte za to były wszystkie bary i restauracje, bo widać w miasteczku wzmożony ruch turystyczny. Kemping też się zapełnił, ale ciągle są wolne miejsca - chyba pogoda zniechęciła Hiszpanów do wyjazdu nad ocean. 

Jutro wybieramy się na procesję wielkanocną, jeśli nie będzie padało oczywiście.

środa, 27 marca 2024

Isla Cristina

Prognozy pogody swoje, a rzeczywistość czasem wygląda inaczej. Wczoraj miało padać i wiać, ale do południa nie padało a wiatr był umiarkowany. Pojechaliśmy rowerami na szybki objazd miasteczka

Mieliśmy trochę słońca, chmury przesuwały się na niebie dosyć szybko, tak, że zdjęcia trzeba było robić szybko.  I poniżej jest urobek wczorajszego dnia:
Miasteczko jest urokliwe i z każdej strony otoczone wodą, co w zasadzie definiuje jego charakter - miasteczko rybackie. Jest też dość sporo domów wakacyjnych, szczególnie położonych w pobliżu plaż.

Jak widać na zdjęciach plaże są ładne, szerokie i piaszczyste.
Po południu sprawdziły się prognozy pogody i padał deszcz. Padało też trochę w nocy, a dziś rano znów było dynamicznie - raz wietrznie, raz deszczowo, a po kawie to udało nam się pójść na spacer nad ocean. 
Do plaży jest jakieś 250 metrów, ale trzeba przejść przez drogę, potem jest lasek piniowy, wydmy i plaża - szeroka z ładnym, żółtym piaskiem i mnóstwem muszelek. 
Zenek trzyma kapelusz w ręce, bo wiatr był tak silny, że co chwilę musiał za nim ganiać. Ja na spacer wybrałam się z gołymi nogami i czułam na skórze drobinki piasku. Wiatr natomiast nie przeszkadzał kite surferom - śmigali po falach aż miło.
Zrobiliśmy krótki spacerek po plaży z wiatrem wiejącym w plecy, ale wróciliśmy laskiem piniowym, bo tam było spokojniej.
Jest tam ładna ścieżka dydaktyczna i jak pogoda pozwoli to może przejedziemy się rowerami do sąsiedniej mieściny. 
Teraz znów mamy chmury, wiatr i czasem deszcz, więc siedzimy w kamperze i wyjadamy zapasy z lodówki.
 



poniedziałek, 25 marca 2024

Isla Cristina - kemping Giralda

 Rano ruszyliśmy w dalszą podróż. Pierwotnie w planie było Rocio, ale zmieniliśmy plany i pojechaliśmy prosto do Isla Cristina. Od samego rana intensywnie padało i dopiero koło pierwszej trochę się zaczęło rozpogadzać. Zrobiliśmy po drodze większe zakupy, bo idą święta i jeśli znów będą deszcze to będzie problem z aprowizacją. 

Przejeżdżaliśmy dziś przez Sewillę - na zdjęciu most Puente del Centenario, który zbudowany jest nad portem przeładunkowym na rzece Gwadalkiwir.

Od oceanu do Sewilli jest drogą rzeczną około 100 kilometrów i choć wydaje się to daleko, to odległość nie przeszkadzała ani Rzymianom, ani później Arabom i Hiszpanom, po rekonkwiście, handlować z całym basenem Morza Śródziemnego oraz z Europą północną. Po odkryciu Ameryki port w Sewilli stał się gospodarczym centrum Cesarstwa Hiszpańskiego i zmonopolizował cały transport transoceaniczny. No i pracuje do dziś! 

W Isla Cristina przywitało nas słońce nie widziane od 6 dni.

Udało nam się ustawić na ładnej parceli z dala od wysokich drzew - to na wypadek silnych wiatrów i trochę na górce - to na wypadek opadów deszczu. Zachód słońca był dziś bardzo ładny i mam nadzieję, że zwiastował polepszenie pogody.

niedziela, 24 marca 2024

Conil de la Frontera - ciąg dalszy

Conil jest miasteczkiem założonym przez Fenicjan jakieś 700 lat p.n.e, a w czasach Cesarstwa Rzymskiego była ważnym punktem na drodze Via Augusta z Malagi do Kadyksu. Po upadku cesarstwa miasto było splądrowane przez różnej maści barbarzyńców, a wraz z nadejściem islamu zostało włączone do Al-Andalus i chyba nie miało wielkiego znaczenia, bo nie zachowały się żadne zapiski z tego okresu. Za to w XIII wieku, po chrześcijańskiej konkwiście miasteczko zostało włączone do królestwa Kastylii i otrzymało nazwę Conil de la Frontera, gdzie przydomek "frontera"oznacza graniczny, bo miasteczko leżało na granicy ziem chrześcijańskich i arabskich. Właścicielem miasteczka został Alonso Perez de Guzman i do dziś możemy podziwiać wieżę, którą postawił w celach obronnych oczywiście. 

Pochodziliśmy po wąskich uliczkach, bo rowerem to raczej się nie dało - uliczki są wąskie, strome, ale to wcale nie przeszkadza samochodom w jeżdżeniu po nich. 
No to kilka zdjęć:

Większość starych domów ma wewnętrzne patia - na niektóre można było wejść, bo w środku były sklepiki z pamiątkami.
Dużo domów ma też przejścia na sąsiednią ulicę - takie małe, wąskie korytarze, w czasach średniowiecznych na pewno bardzo przydatne w ucieczkach przed najeźdźcami
Były też takie ukwiecone zakątki i wszyscy przechodzący od razu wyciągali telefony do zdjęć.

Jest też mnóstwo barów, cukierni, restauracji i na każdym wolnym skrawku stoją stoliki.
Jest kogo karmić i poić, bo miasteczko od lat 60 ubiegłego wieku zrobiło się bardzo turystyczne i w lecie populacja wzrasta czterokrotnie do 100 tysięcy. Jeszcze zdjęcie kościoła św. Cataliny i stromej uliczki, która do niego prowadzi
Szkoda, że zdjęcia są trochę szarawe, ale od kilku dni nie widzieliśmy słońca. Dziś nawet zaczęło padać i mam nadzieję, że ten deszcz zmyje wszystkie pyły, które napłynęły z Afryki.

I na koniec trochę sztuki współczesnej przy nadmorskim deptaku
i radosny mural z kafli anonsujący osiedle nowych domów wakacyjnych.