Planowanie planowaniem, a skrzecząca rzeczywistość robi swoje. Przyjechaliśmy do Nerji i okazało się, że wolne miejsce na kempingu jest jedno
dokładnie tu, pomiędzy tymi dwoma samochodami. Sam kemping jest mały, choć urokliwy i jak ktoś lubi ciasnotę i sąsiadów na wyciągnięcie ręki, to może być. Naprawdę byłam zdziwiona, że tyle osób jeszcze zostało z zimowania i nie wraca na święta do domu, ale widocznie zwyczaje się zmieniły w ciągu tych kilku ostatnich lat. W końcu my też nie wracamy do domu po zimowaniu, tylko ruszyliśmy na objazd. Dobrze, że przytomnie zrobiłam rezerwację na święta w Isla Cristina, to na 100% wiemy, że mamy miejsce.Droga dziś była ciekawa - opuściliśmy foliowe zagłębie w okolicach Almerii, choć pojedyncze folie cały czas się pojawiają na każdym płaskim kawałku ziemi
Autostrada dziś biegła przez górzysty teren i co chwilę jechaliśmy albo wiaduktem, albo tunelem.W okolicach Motril pojawiły się plantacje z drzewami kasztanowca jadalnego, który tu w Hiszpanii jest bardzo popularny. Akurat jest okres kwitnienia i może dobrze, że nie było miejsca w Nerji, bo na całym kempingu było dużo drzew kasztanowych, a ich zapach do przyjemnych nie należy.Teraz siedzimy na kempingu w Torre del Mar - dostaliśmy miejsce na 1 noc i jutro musimy jechać dalej. Z niepokojem obserwujemy niebo, bo mamy coś co po hiszpańsku nazywa się "la calima" i jest inwazją pyłów znad Sahary.
Dziś pod wieczór niebo zrobiło się lekko pomarańczowe, a apogeum ma być w niedzielę. Może jutro uda się zrobić ciekawe zdjęcie słońca zza tych pyłów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz