Pojechaliśmy dziś na wycieczkę rowerową do Colmaru. To było 7,5 kilometra w jedną stronę i 90% trasy biegło ścieżkami rowerowymi. Tras rowerowych jest tu bardzo dużo, a w mieście są wyznaczone specjalne pasy na ulicach. Jeździ się bardzo bezpiecznie i nawet ulicami z jednym kierunkiem czasem można poruszać się pod prąd. Jechaliśmy przez okoliczne winnice, które dookoła otaczają kemping i miasteczko. Owoców jeszcze nie ma, ale tu pewnie rośnie "białe wino" najbardziej popularne w tych okolicach.
Po kilku chwilach byliśmy w centrum miasta.Jeśli macie ochotę na oglądanie następnych domów w kratkę, to zapraszam.Colmar jest bardzo reklamowany i na folderach wygląda bajkowo, ale po zwiedzeniu kilku innych miasteczek nie mieliśmy efektu WOW!
Zwiedzieliśmy kolegiatę św. Marcina zbudowaną w XIII wieku.Plac dookoła był remontowany i praktycznie był tylko dostęp do drzwi wejściowych. Środek tradycyjnie ascetyczny, ale z ładnymi witrażami i ciekawą drogą krzyżową.Potem poszliśmy oglądać Małą Wenecję, czyli szlak wodny z kilkoma mostami. Mosty są obwieszone kłódkami zakochanych i okazuje się, że wszystkie kłódki są takie same - pewnie można je kupić w okolicznych sklepikach, ale nie sprawdzaliśmy.Po kanale można popływać płaskodenną łódką, której niestety daleko do weneckich gondoli. A w kanale także pływają ryby, czyli woda musi być dość czysta. Niektóre były nawet sporej wielkości!Jest nowa seria szyldów - prawie każda restauracja, hotel albo większy sklep ma swój szyld zachęcający do wejścia.Zaglądnęliśmy także do zadaszonego targu, gdzie handlowano i warzywami i serami, mięsem czy lokalnymi pamiątkami.A na koniec zmęczeni chodzeniem i upałem poszliśmy na obiad. To restauracja w której zjedliśmy:a to nasz obiadekZenek dostał stek z masełkiem ziołowym, a ja z sosem serowym. Frytki były pyszne, a woda (6 euro za butelkę!!) zimna. Wina nie braliśmy, bo ceny w karcie były zawrotne i zauważyliśmy, że mało kto do posiłku brał lampkę wina.
Wracając na szlak rowerowy wypatrzyłam jeszcze bardzo stary dom - aż pokrzywiony ze starości. Na dole był sklep, a góra była niezamieszkała, pewnie z powodów bezpieczeństwa.Pożegnały nas wszędobylskie bociany. W Colmarze widzieliśmy dwa gniazda, ale w Eguisheim było ich aż 6 i wszystkie zamieszkałe. Alzacja będzie mi się kojarzyła z boćkami i Bożym Narodzeniem w lecie, bo i W Colmarze było pełno sklepów z bombkami i świątecznymi figurkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz