Do kempingu w Molsheim mieliśmy aż 50 km do przejechania i choć wcale się nie śpieszyliśmy, to i tak byliśmy za szybko. Nauczona doświadczeniem z brakiem miejsc na kempingach, przytomnie kilka dni temu zrobiłam rezerwację - i dobrze, bo Niemcy mają długi weekend związany z Bożym Ciałem, a i Francuzów jest tu całkiem sporo. Przyjechaliśmy tuż po jedenastej, a pani w recepcji poinformowała nas, że możemy na kemping wjechać dopiero po drugiej i wysłała nas na zwiedzanie miasteczka. No to poszliśmy i przez półtorej godziny udało nam się oglądnąć prawie wszystkie atrakcje i jeszcze wypić kawę i zjeść dobre ciastko. Miasteczko jest chyba najmniej średniowieczne ze wszystkich, które do tej pory oglądnęliśmy, ale ma wieżę zegarową z bramą wjazdową
ma ryneczek z fontanną i karuzelą ku uciesze dziecikilka ładnych domów (choć niekoniecznie średniowiecznych) i kościółNo i oczywiście bociany - jest tu ich całkiem sporo, po wyjściu z kempingu zobaczyłam 3 gniazda, a jak wracaliśmy z miasta, to trafiliśmy na bociani zakątek - część ptaków była zamknięta w wolierze, pewnie to coś w rodzaju szpitalika dla zranionych boćków.Potem zrobiliśmy sobie dobry obiadek i kibicowaliśmy Idze Świątek w Roland Garros. Po zaciekłym meczu wygrała z Czeszką i trzeci raz zdobyła tytuł wielkoszlemowy. Zuch dziewczyna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz