wtorek, 6 czerwca 2023

16. Wyprawa po okolicy.

Odpaliliśmy dziś rowery i ruszyliśmy na wycieczkę po winnicach do okolicznych miasteczek. Wycieczka nie była zbyt długa, ale za to po górkach, więc trzeba było się namęczyć.

Zellenberg jest maleńki, kilka ulic na krzyż, ale ma kościółek.
Hunawihr był troszkę większy, a jego kościół widoczny był z daleka i wyglądał jak obronna twierdza.
Poniżej historia kościoła, klarownie przedstawiona na grafice.
A tak wyglądała okolica przez dziurkę do strzelania
W sumie kościół jest otoczony dwoma murami - ten zielony wewnętrzny i zewnętrzny okalający cmentarz.
A w miasteczku też kolorowo i domy w kratkę, ale jest zdecydowanie mniej turystów. Trafiali się tylko tacy na rowerach.
Potem było ostro pod górkę i tak przez jakiś 300 metrów prowadziłam rower, bo nie dałam rady wjechać, nawet na wspomaganiu. Po osiągnieciu szczytu było już tylko z górki. I tak dojechaliśmy do Riquewihr od strony wieży  Le Dolder, która od strony bramy wjazdowej jest mało urodziwa,
natomiast od strony miasta jest warta uwiecznienia na zdjęciu.
Dolder po alzacku to szczyt, najwyższy punkt i wieża służyła jako mieszkanie strażnika, który miał za zadanie zamykać bramy miasta, wszczynać alarmy w razie napadu wroga czy pożaru. Z wysokości 25 metrów widział wszystko. Przewodniki piszą, że jest tam muzeum i że można wejść na górę, ale wszystko było zamknięte na głucho. Dolder jest symbolem miasta i jest umieszczany na wielu pamiątkach.
Dziś odwiedziłam też najsłynniejszy sklep w miasteczku:
To co na zdjęciu to wejście i pierwszy poziom, potem był drugi poziom w dół i potem jeszcze trzeci i labirynty sal, gdzie można kupić wszystko, co potrzebne do świąt Bożego Narodzenia. 
Kolędy cichutko grały, 4 metrowa choinka kręciła się w kółko i nic tylko napełniać koszyki tymi cudami. Ale i tak więcej było oglądaczy niż kupujących, bo ceny zwalały z nóg - przynajmniej mnie.

Zaglądnęliśmy jeszcze w kilka zaułków, gdzie nas wczoraj nie było
i robiąc pierwsze ze zdjęć zastanawiałam się, czy ta beczka ma ciąg dalszy w domu z którego wystaje? I czy służyła do napojenia spragnionych wędrowców, bo widać pozostałości kranika? 
Ale by napić się wina, trzeba było przysiąść w jednej z licznych restauracji. Turystów jest bardzo dużo, więc niemal trzeba polować na wolny stolik. nam się udało i w spokoju zjedliśmy alzacką "pizzę", popijając wodą i rieslingiem.
Prawidłowa nazwa tego dania to flammkuchen albo tarte flambee i Zenek jest zagorzałym fanem tego placka.
Jutro jedziemy kawałeczek dalej, potem jeszcze jeden kemping, a na przyszły poniedziałek zamówiłam miejsce na kempingu we Strasburgu. Potem to już powolny powrót do domu.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz