Rano mieliśmy niespodziankę - padał deszcz, pierwszy od czasu wyjazdu, ale koło 11 niebo zaczęło się wypogadzać i o 12 mogliśmy w pełnym słońcu zasiąść przed telewizorem i oglądnąć marsz w Warszawie. Było co oglądać!!!! Potem ugotowałam pyszny obiad i dalej odpoczywamy. Wczoraj na kolację kupiliśmy sobie tartę, która tu nazywa się quiche - jedna była tylko z warzywami, a druga z szynką i obie były pyszne. Z francuskich dań to chciałbym jeszcze spróbować ślimaki, ale Zenek mówi, że to raczej nie w Alzacji, gdzie kuchnia jest bardziej niemiecka niż typowo francuska. To pewnie innym razem spróbuję.
Każde odwiedzane miasteczko ma jakiegoś sławnego tubylca. W Kaysersbergu jest to Albert Schweitzer - francusko niemiecki teolog, filozof i lekarz, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1952 roku. W całym mieście są ustawione tablice z cytatami z jego prac i nawet jak szliśmy na zamek i horyzont nam się poszerzał aż do granicy, natrafiliśmy na jedną z tablic.
Bardzo pasuje do obecnej sytuacji w naszym kraju, gdzie mamy mnóstwo osób z umysłami zamkniętymi na cztery spusty.W Colmar było muzeum w domu urodzenia Augusta Bartholdiego - twórcy Statui Wolności z Nowego Yorku. Na jednym z rond stoi 10 metrowa replika (zdjęcie z sieci, bo nie udało mi się zrobić własnego, gdy przejeżdżaliśmy).
Na dziedzińcu muzeum Bertholdiego spotkaliśmy polską parę emerytów mieszkającą na stałe we Francji i nawet zareklamowaliśmy im Equisheim, bo jeszcze tam nie byli. Oni chcieli pogadać o polityce i choć mieliśmy zbieżne poglądy, to poszliśmy dalej zwiedzać, by nie psuć sobie humoru polityką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz