wtorek, 16 kwietnia 2024

Ericeira

Wczoraj po południu dojechaliśmy do Ericeira - turystycznego miasteczka nad brzegiem oceanu. Droga tu była malownicza - najpierw płasko, płasko, pola, łąki, dużo upraw oliwkowych i winnic. Mijaliśmy małe miasteczka, czasem uzbrojone

czasem o swojsko brzmiącej nazwie
a czasem z ciekawymi rondami
Czasem czuliśmy się jak we Włoszech jadąc drogą obsadzoną piniami,
a potem przejechaliśmy Tag 
i zaczęły się górki. I jak tak jechaliśmy raz w górę, raz w dół, to spytałam się Zenka po co jechać do Norwegii, jak tu też są górskie drogi, serpentyny i jest też dorsz i na dodatek jest ciepło? Gdy zaczęliśmy zbliżać się do Mafry, gdzie jest królewski pałac, to jechaliśmy przez kilka kilometrów wzdłuż takiego muru.
Sprawdziłam w internetach i ten mur to odgradzał dawne królewskie tereny łowieckie od reszty poddanych, a teraz służy wszystkim jako park. Jest tam wyznaczonych kilka tras pieszych, rowerowych czy konnych, jeździ też taka turystyczna ciuchcia dla leniwych.
A pałac w Mafrze mieliśmy dziś w planie zwiedzić, ale okazało się, że we wtorki mają zamknięte i musieliśmy przełożyć wizytę na jutro. I w sumie dobrze, bo dziś pojechaliśmy do miasteczka na sesję zdjęciową. No to popatrzcie - było głównie biało i niebiesko


Miasteczko jest bardzo zadbane, na starówce można znaleźć mnóstwo knajpek i restauracji, wszędzie stoją drogowskazy kierujące do miejscowych atrakcji.
Domy mają swoich patronów, prawie na każdym jest odpowiednia prezentacja - niektóre są naprawdę stare, ale też można spotkać mniej wiekowe.

Odwiedziliśmy też kościółek św. Sebastiana stojący tuż nad wodą i wnętrze jest oczywiście całe w kafelkach, łącznie z kopułą. 
I na koniec kilka morskich zdjęć - widać dużo kamieni i mało piaszczystych plaż, ale to taka uroda portugalskiego wybrzeża.
Ericeira jest miasteczkiem surferów. Dużo tu szkółek uczących surfowania, jest ogromny sklep ze sprzętem sportowym i ciuchami, a na kempingu młodzi ludzie rano idą na pobliską plażę i surfują, jak kto umie. Dziś fale były takie sobie, mimo dość silnego wiatru, a amatorów sportu udało mi się sfotografować. 
Brrrry..... My dziś pojechaliśmy na wycieczkę w kurtkach, bo wieje zimny wiatr, ale nikt nie narzekał, bo po ostatnich 30 stopniowych upałach to ten wiatr jest jak dobre wino.
A wiatrak jest ozdobą kempingu, który przy wejściu na ochronę i za każdym wyjściem i wejściem musimy się odznaczać w systemie za pomocą osobistych kart. Pan z ochrony najpierw mówił do nas po niemiecku, dziś po angielsku, a okazało się że on Ukrainiec. Ot, tak międzynarodowo....  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz